Kontynuujemy przegląd wschodnich lig. Po Białorusi, Rosji i Ukrainie tym razem przyszedł czas na sprawdzenie jak wygląda kibicowanie na Litwie, na której Polacy wielokrotnie robili spustoszenie. Dziś relacja z meczu Żalgirisu Wilno z Utenis Utena, który rozgrywany był na Litewskim Stadionie Narodowym.
NIELICZNI, ALE CZY FANATYCZNI?
Gdy powiedziałem ziomkom, że byłem na meczu Żalgirisu Wilno w litewskiej ekstraklasie, zaczęli zadawać trudne pytania. Przede wszystkim chcieli się dowiedzieć, czy nie mam co robić z wolnym czasem, czy jestem masochistą lub czy do reszty mi nie odbiło.
O litewskiej ekstraklasie pojęcie miałem mizerne. Wiedziałem tylko, że nie ma się co spodziewać cudów. Żalgiris to po polsku Grunwald (po niemiecku Tannenberg), to nazwa odwołująca się do bitwy pod Grunwaldem. Litwini podobnie jak my, uważają tą bitwę za swoje wielkie zwycięstwo.
Litwa to kraj koszykówki. W tej dyscyplinie odnoszą najwięcej sukcesów klubowych i reprezentacyjnych. Widać to doskonale szczególnie w Kownie. Drużyna z tego miasta wygrała jakiś czas temu koszykarską Ligę Mistrzów. Hale do koszykówki są nowocześniejsze i mają dużo większe pojemności niż stadiony. Hala Żalgirisu Kowno stoi na wyspie nad Niemnem.
Zostawmy koszykówkę i Kowno. Przez dziewięć dni mieszkałem w Wilnie. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że kibiców lub ludzi wyglądających na kibiców nie widziałem nigdzie. Raz zauważyłem tylko zabawny wrzut, który był przejawem walki kibiców na murach. Przy przekreślonej nazwie ekipy Kaunas (pol. Kowno) 1990 Ultras, ktoś napisał Klauni nie ultrasi.
Jedynie co od czasu do czasu rzucało się w oczy to wlepki. Choć tutaj też szału nie ma. Żalgiris ma zgodę z Dynamem Kijów. Wlepek sławiących tą przyjaźń było najwięcej.
W rejonie starego miasta bardzo dużo wlepek drużyn niemieckich i rosyjskich. Wśród rosyjskich drużyn najczęściej widoczny jest Spartak Moskwa. Rosjanie mieszkający na Litwie nie kryją się ze swoją przynależnością klubową. Polacy i Litwini wręcz przeciwnie. Na ulicach można spotkać dzieci i dorosłych w szalikach i czapkach Spartaka.
Mecz piłkarski mało mnie interesował, bardziej zastanawiałem się co pokażą mi trybuny i sam stadion, owiany już trochę legendą. Wcześniej na nim dochodziło do awantur przy okazji meczów reprezentacji Polski i Legii Warszawa.
Chciałem obejrzeć okolice stadionu już z rana w dzień meczu. Zardzewiałe maszty jupiterów widać było, z góry trzech krzyży. Dochodzę pod stadion, a tu niespodzianka.
Boisko jest rozjeżdżone buldożerami, na części stadionu stoją już biurowce, pozostała tylko jedna trybuna i maszty oświetleniowe, wprowadzające w błąd. Byłem lekko zdziwiony. Zagadałem po polsku z jednym z robotników, czy wie gdzie teraz Żalgiris gra swoje mecze. Okazało się, jest z Białorusi/Ukrainy i po polsku nic nie czai. Zaprowadził mnie do ziomka Litwina. Litwini rozumieją tylko po litewsku, więc ja mówiłem ruskiemu po rusku, a on tłumaczył na litewski. Pierwsze co powiedział Litwin to, że Żalgiris Kowno nie gra w Wilnie. Myślał, że chodzi mi o koszykówkę. Sprawiał wrażenie, jakby o Żalgirisie Wilno nigdy nie słyszał. Powiedziałem im, że szukam stadionu reprezentacji Litwy. Wreszcie zatrybił.
Na ten właściwy stadion z Ostrej Bramy idzie się ok 20min, z Dworca PKP ok 10min. Chciałem zrobić obczajkę przed meczem. Dlatego pod stadionem byłem już godzinę wcześniej. Okazało się, że nie było czego obczajać. Zawinąłem się, by wrócić po 30 minutach. Dalej ani na stadionie, ani pod stadionem nie było widać żywej duszy. Przez chwilę zastanawiałem się czy mecz przypadkiem nie został odwołany. Grała jednak muzyka, świeciły się jupitery. Niby wszystko się zgadza, tylko ludzi brak.
Obszedłem stadion z jednej strony. Infrastruktura przypominała klimatem początek lat dwutysięcznych w Polsce. Bilety sprzedawane z samochodu. Samo wejście na trybunę to zwykła brama. Nie ma depozytu, wszystko co niepożądane zostawiasz na asfalcie przy bramie. Znalazł się grill z giętą. Palenisko stało przy wejściu trybuny pod parasolem. Można było też kupić chipsy i napoje z kiosku.
Trybuna wygląda na tymczasową, to metalowa konstrukcja, ogrodzona siatką, taka jak kiedyś była na stadionie Wisły Kraków za bramką. Nigdzie nie widać oddziałów policji, raz tylko widziałem rutynowy patrol koło stadionu. Problem chuligaństwa, chyba tu nie występuje, nie ma czego pilnować.
Poszedłem na zakupy, trochę mi to zajęło, w efekcie przychodzę pod stadion około 10 minuty meczu. Pod stadionem słychać jakieś majaczenie. Idę i myślę ilu ich może być, jaki młyn, ile flag, jaki doping, czy może jednak będą goście. Wchodzę i ręce mi opadły.
Zacznę od młyna. Wiedziałem, że w młynie będzie ich mało, myślałem sobie może 150-200 tymczasem na całym stadionie było około 150 osób. A w młynie stało koło 30-35 typa, ale za to z trzema flagami i bębnem. Dopingowali praktycznie cały mecz, bez przerw. W pierwszej połowie cisnęli konkretnie, głośno i różnorodnie. Widać było zabawę na sektorze.
Młyn usytuowany jest z lewej strony głównej trybuny. Ale na górze trybuny za bramką też w zwartej grupie siedziała grupa około 20 chłopa, która trzy, cztery razy włączyła się do dopingu. Vis a vis młyna, na przeciwległej trybunie długiej, na której ja siedziałem, było kilka grupek rozlokowanych w kilku miejscach i jedna flaga.
Właśnie sposób w jaki Litwini pilnowali tej flagi najbardziej mnie zaskoczył. W przerwie dosłownie wszyscy z trybuny poszli sobie na giętą i do sklepiku, a flaga została sama. Nie byłoby, naprawdę żadnego problemu, by zawinąć flagę i z nią uciec.
W drugiej połowie doping wyraźnie przysiadł. Zdarzały się dłuższe przestoje, był tez mniej różnorodny. Litwini zgubili gdzieś pasję, która była tak bardzo widoczna w pierwszej części. Ponieważ na trybunach nie było czego ogarniać, mogłem popatrzeć sobie na mecz, na co zazwyczaj nie mam czasu.
Liga litewska jest podzielona tak jak nasza na grupę mistrzowską i spadkowa. Obie drużyny grały w tej pierwszej grupie. Choć tak naprawdę grał tylko Żalgiris, a Utena tylko statystowała. W meczu padło, aż 7 bramek. To niewielka rekompensata, tego co było na trybunach.
Sam styl kibicowania Litwinów jest podobny do naszego, dużo okrzyków mało melodyjnego śpiewu. Choć temperatura dochodziła blisko zera to niewielu kibiców miało szal. Kibiców gości 0. Hasło piłka nożna bez policja jest tam jak najbardziej aktualne, mecz zabezpieczało kilkunastu ochroniarzy z prywatnej agencji. Wszyscy dobrze mówili po polsku. Ja stałem na sektorze w szalu polski, nie spowodowało to żadnego zainteresowania.
autor: Kibol Pielgrzym