Zagłębie Lubin – Ruch Chorzów 22.04.2016

Wyjazdowe liczby na zakazie w wykonaniu kiboli Ruchu już nikogo nie dziwią. Po raz kolejny Niebieska Szarańcza udowodniła, że mimo zakazu wyjazdowego można jeździć wszędzie w bardzo dobrych liczbach!

Relacja kibiców Ruchu:
Wyjazdowa korba cały czas jest nakręcona, musi zrozumieć to szef w pracy, dziewczyna, rodzina czy ukochana żona…

Karlusy, nie odpuszczamy, za nami 11 z 13 otrzymanych tzw. zakazów wyjazdowych. Kolejny raz udowodniliśmy, że pojęcie fanatyzmu nie jest nam obce i nadal dumnie reprezentujemy Niebieską eRkę. Lubin to jeden z tych punktów na kibicowskiej mapie, który zaprawieni w boju wyjazdowicze mają zaliczony w dwucyfrowej liczbie, jednak i tak nadal chętnie się tam jeździ, nawet już ten enty raz.

Nie inaczej było i tym razem, pomimo że już tydzień temu w piątek byliśmy w Lubinie, jednak tylko przejazdem w drodze do Szczecina. Tym razem zagościliśmy na dłużej w sektorze gości.

Do miasta zagłębia miedziowego pojechaliśmy samochodami i ostatecznie zameldowaliśmy się na stadionie w 510 osób. Liczba niższa w porównaniu do naszych poprzednich wizyt w Lubinie, jednak pamiętajmy, że to zakaz i każda liczba jest satysfakcjonująca.

Wejście przebiegło bez problemu i po pierwszym gwizdku na stadion wchodzili jedynie spóźnialscy. Na sektorze zawisły dwie flagi Ruchu – „Special Guest”, która towarzyszy nam na wszystkich zakazach oraz „Herman”, który nadal w pamięci towarzyszy nam na kolejnych wojażach. Dodatkowo na meczu wsparło nas około 20 Widzewiaków z flagą „RTS”, którym po raz kolejny dziękujemy za obecność!

Co do naszej wokalnej postawy, uczciwie można powiedzieć, że było dobrze. Kolejny raz dumnie mogliśmy odśpiewać „Jesteśmy zawsze tam…”. Sam doping bez problemu przebijał się przez gospodarzy i niósł się po pustawym stadionie.

Piłkarze pomimo dobrego początku udokumentowanego bramką nie spisali się na miarę swoich możliwości. Zazwyczaj w takiej sytuacji zawodnicy powinni się liczyć z falą „krytyki” z trybun, jednak to jest Ruch i kolejny raz udowadniamy, że przy niekorzystnym wyniku jesteśmy w stanie rozpalić prawdziwy dopingowy ogień, godnie reprezentując naszą Niebieską Rodzinę. Teoretycznie to Zagłębie powinno nas zagłuszyć, mając rozdane wszystkie karty na boisku. Jednak Niebiescy, jak ten wyrwany z talii kart Joker, nieprzewidywalny As, pomimo przegranej pozycji czysto sportowej na trybunach bezapelacyjnie odnieśli zwycięstwo. Udowadniając tym samym, że to nie zwycięstwa, a często porażki kształtują prawdziwą duszę fanatyka.

Podczas poprzedniego meczu ze stołeczną Legią nasi piłkarze, w porównaniu z standardami panującymi w innych klubach, otrzymali od nas koszulki z napisami „Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce” oraz „Czy wygrywasz czy nie, ja i tak kocham Cię”. Te hasła nie są tylko pustymi sloganami, ale są dowodem naszego przywiązania do barw i wierności nawet w trudnych chwilach.

W momencie gdy okazuje się, że jesteśmy w końcówce głośniejsi niż gospodarze, którzy de facto powinni „zjeść” nas wokalnie, aż serce pęka z radości i dumnie można intonować „O Chorzowie, o Chorzowie, nigdy nie opuszczę Cię, zawszę będę tu przy Tobie, dopingował głośno Cię”.

Co dziwne i mocno zastanawiające, gdy dopingowa korba trwała na sektorze Ruchu do samego końca, część kibiców Zagłębia o dziwo zaczęła wychodzić przed ostatnim gwizdkiem ze stadionu, inni natomiast schodzili na dół w oczekiwaniu na przybicie piątek z piłkarzami. Aż dziwnie spoglądało się na wyludniające się trybuny i garstkę kibiców w młynie, których obecność sygnalizowały jedynie licznie wywieszone przed pustymi krzesełkami flagi (można było naliczyć około 16).

Ze swojej strony możemy być dumni, że pomimo wszystko cały czas pokazujemy, że jesteśmy wyjazdowo najlepsi i potrafimy zmobilizować się oraz wspierać piłkarzy nawet w tak beznadziejnych sytuacjach jak ta, którą oglądaliśmy w Lubinie. Na boisku skończyło się przecież 1:4.

Po meczu zawodnicy usłyszeli z naszej strony głośne „Czy wygrywasz czy nie” oraz nadal kontynuowana była piosenka „O Chorzowie, o Chorzowie”. Dodatkowo zaintonowano „Piłka nożna dla kibiców”, „Zawsze i wszędzie” i podziękowano kibicom Zagłębia za możliwość obejrzenia meczu z perspektywy trybun, dumnie prezentując Ruch chorzowski na zakazie. Po meczu około pół godziny oczekiwania i powrotna droga w kierunku Górnego Śląska.

Co by nie mówić, wyjazdy to coś na co każdy kibic czeka. Odliczamy dni i godziny do momentu, kiedy znów możemy poświęcić wszystko, by wesprzeć swoją drużynę i dumnie zaśpiewać „Jesteśmy zawsze tam, gdzie Nasz Ruch Chorzów gra”. To właśnie te kilka chwil dodaje nam siły i działa niczym terapia relaksująca.

Fanatyzm wymaga poświęceń, ale jest tego wart, bo jak wiadomo „Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez wyjazdów to ch..”.

AVE RUCH!

Zagłębie Lubin:

Ruch Chorzów:

video:

Więcej zdjęć możecie zobaczyć TUTAJ.

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments