Kibice represjonowani jak na Białorusi

Sprawę Piotra Staruchowicza powinniśmy traktować jak próbę sił między demokracją a samowolką władzy à la Mińsk. Jeśli odpuścimy i przejdziemy nad nią do porządku dziennego, „Staruch” będzie zaledwie początkiem otwartej listy – alarmowała w ubiegłym tygodniu red. Katarzyna Gójska-Hejke. Ta lista już jest. Są na niej osoby mniej znane niż „osobisty więzień Tuska”, ich sprawy nie zostają tak nagłośnione, co nie znaczy, że tragedie, które się za nimi kryją, są mniejsze.

Piotr Staruchowicz nie może odpowiadać przed sądem z wolnej stopy w wyniku postawy prokuratora Waleriana Janasa. Status Janasa jest skomplikowany – jest prokuratorem Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga oddelegowanym do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, w której aktualnie ubiega się o etat. – Czy Piotr Staruchowicz siedzi w areszcie, bo prokurator Walerian Janas stara się o etat? – pytają zaangażowani w akcję wspierania „Starucha” przedstawiciele stowarzyszenia Solidarni 2010.

Wiarygodność prokuratury wisi na „Haniorze”

Powody uporu prokuratora mogą być także inne. Gdyby bowiem sąd uchylił areszt w stosunku do Staruchowicza, pod znakiem zapytania stanąłby równocześnie materiał dowodowy zebrany w stosunku do innych zatrzymanych osób. Wszyscy, którzy zostali aresztowani na podstawie zeznań Marka H., mogliby opuścić areszt. Byłaby to kompromitacja prokuratury i sądu, a zapewne i podstawa do starań o wysokie odszkodowania.

– Podejrzani o przestępstwa narkotykowe bardzo rzadko otrzymują zgodę na zmianę środka zapobiegawczego. Mogą więc siedzieć bez wyroku i dwa lata – mówi mec. Piotr Nogal, obrońca kibica Piotra D. – Ma to zapobiegać mataczeniu oraz ewentualnej ucieczce – dodaje.

W przypadku Piotra D. jest jednak inaczej. Zarzuty postawiono mu na podstawie zeznań świadka koronnego, wielokrotnego przestępcy, Marka H. ps. Hanior. Podobnie jak innym zatrzymanym w maju kibicom. „Gazeta Polska” wielokrotnie pisała, że wraz z nimi aresztowano prawdopodobnie rzeczywistych członków organizacji przestępczej, tzw. grupy „Szkatuły”. Zdaniem obserwatorów chodziło o wywołanie wrażenia silnych powiązań pomiędzy tymi grupami. Obok „Starucha” jednym z zatrzymanych kibiców był Piotr D.

O sprawie rodziny D. pisała w lipcu „Gazeta Polska Codziennie”. Przedstawiliśmy wtedy wniosek przedłożony przez żonę Piotra D. Edytę. Wniosek ów dotyczył ich kilkumiesięcznego wówczas synka Gabriela. Dziecko przez kilka miesięcy wychowywało się z ojcem, podczas gdy kobieta pracowała. Jak uważają biegli psychologowie, wtedy to wykształciła się między ojcem a synem silna więź emocjonalna. Kiedy Piotr D. został aresztowany, kobieta zauważyła niepokojące zmiany w zachowaniu dziecka. Chłopiec stał się niespokojny, nie mógł spać, odmawiał przyjmowania pokarmów. Psycholog stwierdził u niego zaburzenia rozwoju i jako powód rozpoznał brak „emocjonalnej matki”, którą pod nieobecność Edyty D. pełnił jej mąż. Pomimo braku wiarygodnego materiału dowodowego mężczyźnie przedłużano areszt o kolejne miesiące.

Zrozpaczeni rodzice zaczęli się więc starać o umieszczenie dziecka wraz z ojcem w domu samotnej matki przy jednym z zakładów karnym. Złożyli stosowny wniosek. – Nie ma przepisów prawnych umożliwiających przyjęcie ojca wraz z dzieckiem do domu dla matki i dziecka przy zakładzie karnym – mówiła „Codziennej” jeszcze w lipcu mjr Barbara Prus, rzecznik prasowy Służby Więziennej.


Prokurator Janas wnioskuje o ograniczenie praw rodzicielskich

W sprawie interweniowała minister ds. równouprawnienia kobiet i mężczyzn, która ochoczo zapowiedziała zmianę stosownych przepisów. Nic to nie dało. – Kodeks przewiduje bezwarunkowo dla dziecka uprawnienie do kontaktów z aresztowanym rodzicem, nie ma więc powodu, aby kontakt z ojcem ograniczać bardziej niż z matką – mówił wówczas mec. Andrzej Nogal, obrońca Piotra D. Jak się okazało, decyzja o złożeniu wniosku może teraz sporo kosztować oboje rodziców.

Minister nie była bowiem jedyną osobą, która interweniowała w tej sprawie. – Prokurator Janas złożył równoczesny wniosek o ograniczenie nam praw rodzicielskich, powołując się na dobro dziecka – mówi „Gazecie Polskiej” Edyta D. Janas miał stwierdzić, że dziecko jest przedmiotem w sprawie i służy jako pretekst do starań o zwolnienie aresztowanego Piotra D.

To informacje od rodziny, sam prokurator Janas jest nieuchwytny. Nie można się z nim skontaktować ani przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga, ani w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie. Sprawę zatrzymanych przed Euro 2012 mężczyzn traktuje więc bardzo priorytetowo.

Rozprawa przed sądem rodzinnym odbyła się w połowie listopada. Został na nią doprowadzony Piotr D. Żadne z rodziców nie podtrzymało wcześniejszego wniosku, ponieważ zarówno kontakt z matką, jak i zdrowie dziecka się poprawiły. Mimo to sąd uznał za zasadne sprawdzić, czy w rodzinie nie dochodzi do patologii. – Traktujemy to jako opresję ze strony prokuratora Janasa – powiedział przed rozpoczęciem rozprawy mec. Nogal. – To niebywałe, że po złożeniu zgodnego z prawem wniosku ktoś mógł wpaść na pomysł, by zrobić coś takiego.

Sędzia w czasie rozprawy wypytywała Piotra D. – Jak nazywała się kaszka, którą podawał pan dziecku? Jak nazywał się lek na receptę, który Gabriel przyjmował? Podobnych pytań było więcej. – Jestem aresztowany wyłącznie na podstawie zeznań świadka, który jest niewiarygodny – mówił kibic, zapewniając, że zależy mu na dziecku i żonie. Ostatecznie sąd bezterminowo odroczył sprawę, zalecając zasięgnięcie opinii psychologów. D. wrócił za kraty. Dwa dni później sąd przedłużył mu areszt o kolejne dwa miesiące.

Kuriozalne zarzuty ukrywania dokumentów

Wraz z D. areszt przedłużono wszystkim osobom, w tym najsłynniejszemu z nich Piotrowi Staruchowiczowi ps. Staruch, uznawanemu przez część środowisk opozycyjnych za więźnia politycznego III RP „Tzw. wymiar sprawiedliwości przedłużył areszt do 27 stycznia. Nawet zakląć mi się już nie chce” – napisał tuż po decyzji sądu dziennikarz Wojciech Staruchowicz, ojciec aresztowanego. Jeszcze przed przedłużeniem aresztu „Staruch” usłyszał kolejne zarzuty. Prokurator uznał, że miał on ukrywać dwa zagubione przez kibiców dowody osobiste. Prowadzący doping na trybunach często ogłaszają znalezienie różnych przedmiotów. Po te dwa dokumenty nikt się nie zgłosił, a „Staruch” nie zdążył przed swoim zatrzymaniem odesłać ich właścicielom. – Obrona zaniemówiła, musi ochłonąć i nie jest w stanie skomentować zarzutu prokuratury. Czuje się pokonana intelektualnie – ironizuje mec. Krzysztof Wąsowski, adwokat „Starucha”. – Jaki jeszcze można wymyślić powód, by dalej trzymać go w areszcie? Może śmiecenie? – mówi.

Jak się okazało, życie przerosło wyobraźnię. Oto bowiem prokuratura chce wznowienia sprawy, która zakończyła się ugodą. Chodzi o incydent, kiedy Staruchowicz uderzył w twarz jednego z piłkarzy Legii Jakuba Rzeźniczaka po tym, jak ten nawyzywał kibiców. Choć mężczyźni nie mają do siebie pretensji, prokuratura uznała sprawę za „szczególnie ważną społecznie” i dąży do wznowienia postępowania. – Mają taką możliwość, widocznie uznali, że to najważniejsza sprawa na świecie – rozkłada ręce Wojciech Staruchowicz.

Zemsta na dziewczynie „Starucha”

To niejedyne kontrowersje. Otóż mimo że przywódca kibiców Legii nie ma już zarzutu o przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej, w dalszym ciągu w areszcie jest tak traktowany, ma też status więźnia izolowanego. Na badanie USG był transportowany w asyście trzech zamaskowanych, uzbrojonych w karabiny strażników więziennych.

Ciągłe szykany spotykają również jego dziewczynę Katarzynę Ceran. Policja zatrzymała ją 22 września o godz. 6 rano. Skuto ją kajdankami i zamknięto na 48 godz., bo… nie zajęła odpowiedniego krzesełka na stadionie Legii. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli uznał zatrzymanie za bezzasadne i podjął decyzję, że nie zajmie się jej sprawą w trybie przyspieszonym.

Ostatnio pilnie wezwano na komisariat matkę Katarzyny Ceran. Zaskoczona kobieta mocno się zdenerwowała. – Matka Kasi może z pewnością ujawnić policji, co Piotr lubi na obiad – komentuje z przekąsem Wojciech Staruchowicz.

źródło: niezalezna.pl

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments