Ruch Chorzów – Legia Warszawa 09.02.2024

HIT NIE ZAWIÓDŁ! Spotkanie Ruchu Chorzów z Legią Warszawa przyciągnęło na Stadion Śląski aż 37 223 kibiców, z czego 4500 stanowili przyjezdni, którzy tego dnia ustalili nowy ligowy rekord wyjazdowy. Podczas meczu obie ekipy zaprezentowały oprawy z użyciem sporej ilości pirotechniki. Na temat meczu napisaliśmy już wiele, dlatego czas na oficjalne, obszerne relacje samych zainteresowanych.

 

Ruch Chorzów:

 

Relacja Legii Warszawa:

Rundę wiosenną rozpoczęliśmy od wyjazdu na Stadion Śląski do Chorzowa. Najliczniejszego naszego wyjazdu na mecz ligowy – bowiem na innych stadionach zwyczajnie nie możemy liczyć na taką pulę biletów. Kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mogli liczyć na blisko 4,4 tysiąca wejściówek, wydawało się, że będzie to stanowiło dla nas poważne wyzwanie. Jednak gdy liczba zapisanych osób dobiła do 8100 (!), musieliśmy przerwać promowanie wyjazdu i rozpocząć „cięcia”. Wynik ten jednak najlepiej pokazuje nasz wyjazdowy potencjał. można zaryzykować zdanie, że gdyby Ruch przekazałby nam nawet 15 tysięcy wejściówek, bylibyśmy w stanie pojechać i w takiej właśnie liczbie. Oby tak było w przyszłym sezonie, o ile chorzowianie utrzymają się w Ekstraklasie.

Na Stadionie Śląskim nie graliśmy od kilkunastu lat – po raz ostatni gościliśmy na tym obiekcie jesienią 2008 roku na meczu z Ruchem oraz rok wcześniej przy okazji rywalizacji z Polonią Bytom. Tym razem na Górny Śląsk podróżowaliśmy trzema pociągami specjalnymi, które od godziny 12 do 13:30 ruszały z dworca Warszawa Gdańska. Każdy ze „specjali” miał zaplanowany przystanek w Sosnowcu, by zabrać braci z Zagłębia, którzy wspierali nas w 1000 osób, a i z ich strony chętnych na wyjazd było również zdecydowanie więcej osób.

Ze stacji w Katowicach nie udało się chorzowianom – ani klubowi ani miastu (jedni i drudzy zrzucali na siebie winę) – ogarnąć sprawnego transportu legionistów na stadion. W związku z czym czekał nas 5-kilometrowy spacer z dworca na obiekt w asyście policji. W pierwszą stronę szliśmy przez park dość wolnym tempem. Nie dało się szybciej, bowiem tempo dyktowali mundurowi, a cały marsz zajął nam 75 minut. Pomimo apeli legionistów i naszego klubu, by bramy stadionowe zostały dla nas otwarte wcześniej niż dwie godziny przed meczem, chorzowianie nie chcieli na to przystać. Zapewne oszczędzili w ten sposób na godzinach pracy służb porządkowych. Zanim sprawdzona została nasza oprawa i flagi – i przystąpiono do wpuszczania kibiców – była godzina 19:30, a do rozpoczęcia meczu pozostała godzina. Ścisk przy bramkach był niesamowity. I chociaż wpuszczanie było w miarę sprawne, to niestety czasu było mało. Za mało na tak liczną grupę. Zdecydowanie gospodarzom zabrakło w tej kwestii wyobraźni. Nie mówiąc o fakcie, że kilkaset biletów nie działało na bramkach i ta grupa była wpuszczana dopiero od… 60 minuty spotkania. A niektórzy na stadion nie weszli wcale, pomimo posiadania ważnego biletu.

 

Na Stadionie Śląskim zajęliśmy sektory za bramką na górnej kondygnacji łuku, bowiem dolną część postanowiono przeznaczyć na bufory. Chorzowianie swój młyn wystawili na trybunie prostej, po naszej lewej stronie. Ten, jak na chorzowskie realia i frekwencję znaną ze starego chorzowskiego stadionu przy Cichej, czy ostatnio stadionu Piasta Gliwice, z którego korzystali przez kilkanaście miesięcy (od kiedy stadion przy Cichej w obecnym stanie przestał spełniać ekstraklasowe wymogi), prezentował się naprawdę nieźle i liczył ok. 8 tysięcy kibiców. Na całym stadionie obecnych było ponad 37 tys. fanów, w tym nasza, około 4,5-tysięczna grupa. Choć oglądanie meczu nie jest najważniejszą rzeczą, jaka interesuje wyjazdowiczów, ale warto dodać, że widoczność na największym polskim stadionie w tej części kraju, jest dramatyczna. Wszystko za sprawą bieżni lekkoatletycznej, przez co odległość od boiska, szczególnie z górnych trybun na łuku, jest znaczna. A jakby tego było mało – Ruch przeniósł się z Cichej na niby nowoczesny stadion, ale zabrał ze sobą… podnośnik, który ustawiony za bramką przed naszym sektorem, jeszcze bardziej ograniczał widoczność.

 

W sektorze gości wywiesiliśmy 11 flag, w całości wypełniając przestrzeń na płocie górnej kondygnacji – Warriors, Legia (reprezentacyjna), WFH, Teddy Boys 95, BB 1997, Jesteśmy waszą Stolicą, Legia Zagłębie, Centralny Wojskowy Klub Sportowy, Legia UZL, Legia Warszawa, ZKS (Olimpia). Z rozpoczęciem dopingu czekaliśmy do momentu, kiedy na stadionie zasiądzie większość naszej grupy. Spotkanie poprzedziła minuta ciszy ku pamięci zmarłego Eugeniusza Lercha, a także zmarłego w drodze na mecz 52-letniego kibica Legii.

 

Kiedy chorzowianie nie mieli przeciwnika – pod względem wokalnym prezentowali się naprawdę wyśmienicie. Jeszcze przed meczem włączyli do galerii sław Łukasza „Ecika” Janoszkę. Na początek spotkania zaprezentowali pierwszą oprawę. Na nią składała się malowana sektorówka przedstawiająca eRkę oraz godło Górnego Śląska oraz hasło „Śląscy ekstremiści”, a całość uzupełniły białe i niebieskie kartoniki oraz ponad setka rac, odpalona na koronie młyna. Po chwili miała miejsce druga prezentacja – ta składała się z białych (odpalonych na dole) i niebieskich (na górze) świec dymnych, które dały niezły efekt, a dym unosił się tak, że nie potrzebna była przerwa w grze. Dopiero po tej prezentacji chorzowianie wywiesili oflagowanie na obu kondygnacjach. W tym flagi ekip, które później pozdrawiali – Widzewa, Wisły, Elany i Unii Oświęcim.

Właściwie do 40. minuty chorzowianie dopingowali naprawdę nieźle, kiedy nie mieli wokalnego przeciwnika. Kiedy jednak ruszyliśmy ze śpiewem, „Niebiescy” musieli wywiesić białą flagę. Dowodzeni przez „Szczęściarza”, rozpoczęliśmy od głośnego „Pie… cię chorzowski psie”. Prowadzenie dopingu na tak rozległej trybunie nie było sprawą łatwą, szczególnie, że nie pozwolono nam na wniesienie nagłośnienia. W związku z tym musieli pomagać fanatycy z megafonami, rozstawieni na różnych sektorach. Uprzejmości z obu stron nie brakowało. Niestety strasznie przeszkadzał nadpobudliwy spiker, który uaktywniał się przy każdych bluzgach. Gadał wtedy jak najęty, o zapisywaniu się do Stowarzyszenia, dzieciach na trybunach, biletach na mecz z Wartą i innych bzdetach. Wkurzający był niemiłosiernie i można domyślać się, że równie wkurzał również młyn gospodarzy.

Chorzowianie wywiesili w trakcie meczu następujące transparenty: „Lech Poznań – całą Polskę wyjaśniacie, z konfidentami się bujacie!!”, „Legia e-konfidenci”, „Idź na wybory – nie daj się oszukać po raz czwarty 07.04.2024”, „Nowy stadion dla Chorzowa”, „Michalik Menda”, „MatRix powodzenia” oraz „Chociaż na ulicy nam nie po drodze, świeć nad jego duszą Panie Boże”.

Na początku drugiej połowy, na górze naszej trybuny rozciągnięta została nasza najdłuższa sektorówka – Panorama Warszawy. Chwilę później rozwieszony został malowany transparent w legijnych barwach – „Przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pi… mieście”, nad którym odpalonych zostało kilkaset stroboskopów oraz powiewało wiele dużych flag na kijach. Te powiewały nad naszymi głowami już do końca meczu.

 

Całą drugą połowę nasz doping stał na bardzo dobrym poziomie. Godnie reprezentowaliśmy najwspanialszy klub na świecie, a kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy, nasi piłkarze strzelili bramkę, co oczywiście jeszcze dodało nam energii. I chyba mocno przybiło chorzowian, bo od tego momentu ich doping był już sporo, sporo słabszy. I gasł z każdą minutą. My zaś dopiero rozkręcaliśmy się. Piekielna moc pokazana została w ostatnim kwadransie, kiedy cały sektor gości zdjął koszulki i ryknął „Gdybym jeszcze raz, miał urodzić się…”. Ależ to była moc! Kiedy nie mogliśmy podnieść już poziomu decybeli, „Szczęściarz” nakazał chwilowe przyciszenie pieśni i po krótkiej przerwie wróciliśmy z jeszcze większą liczbą decybeli. Tak dopingowaliśmy do końcowego gwizdka sędziego. Warto dodać, że parokrotnie pozdrawialiśmy obecnych z nami przyjaciół – Zagłębia, Olimpii, Radomiaka oraz FC Den Haag.

 

Na koniec jeszcze „pozdrowiliśmy” miejscowych przyśpiewką „Nasza Legia najlepiej rucha Rucha”. Kiedy podeszli do nas piłkarze, krzyknęliśmy w ich kierunku „Hej Legio tylko mistrzostwo” oraz „Mistrz, mistrz, Legia mistrz”, a także wspólnie zaśpiewaliśmy „Ole ole, ole ola”. Gospodarze szybko zaczęli opuszczać trybuny, nas czekała godzina oczekiwania na wyjście ze stadionu. A następnie godzinny, 5-kilometrowy spacer w stronę stacji Katowice Załęże. Tym razem nieco inną trasą – już nie parkiem, a ulicami Chorzowa i Katowic. W pewnym momencie idąca z tyłu policja zaczęła kozaczyć i domagać się przyspieszenia, choć przód pochodu (a byliśmy rozciągnięci pewnie na kilometr) oczywiście iść szybciej nie mógł, bo z przodu grupę również prowadziły służby. Na szczęście skończyło się na utarczkach słownych.

Kiedy dotarliśmy na stację, musieliśmy jeszcze chwilę poczekać na przyjazd naszych pociągów. W końcu jeden po drugim podjeżdżały na dwa perony stacji i ruszyliśmy w drogę powrotną. Szczególnie mocno załadowany był pierwszy skład. Oczywiście tylko do Sosnowca, gdzie pożegnaliśmy naszych braci z Zagłębia, dziękując im za wsparcie. A niektórzy legioniści… zostali w Sosnowcu do końca weekendu. Pozostali w dobrych humorach – nawet ci, którzy na stadion nie weszli – ruszyliśmy w kierunku Warszawy, gdzie pociągi numer 2 i 3 wjechały na stację Warszawa Gdańska kwadrans po czwartej nad ranem. Za nami pierwszy wyjazd w roku 2024. Przed nami czwartkowy mecz w Molde, gdzie oficjalnie nie możemy się pojawić (z powodu zakazu wyjazdowego na 5 meczów w europucharach), a następnie domowy mecz z Puszczą Niepołomice.

P.S. W sektorze gości wywiesiliśmy transparenty: „Małpa spoczywaj w pokoju” i „Zdzichu SQ’02 wracaj zdrów!”.

Frekwencja: 37 223
Kibiców gości: 4500
Flagi gości: 11

guest

1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Dyspo
Dyspo
2 miesięcy temu

Legijni hipokryci. Cała Polska wie jaki burdel jest u was jeśli chodzi o organizację meczu, a w szczególności wpuszczanie kibiców przyjezdnych. Nas w liczbie ponad tysiąc przewoziliście dwoma przegubowcami przez całe te wasze zapyziałe miasto, a można było zrobić jak kiedyś iść z buta ze stacji Wawer.
Z tym podnośnikiem to słoiku pojechałeś, on nawet nie sięgał do waszych sektorów.

Artykuł dotyczy ekip