Relacja Legionistów:
Po dwunastu latach znów przyszło nam świętować mistrzostwo Polski na wyjeździe. W 2006 roku świętowaliśmy w Zabrzu, tym razem w Poznaniu i trzeba przyznać, że takie triumfy mają swój niesamowity urok. Spotkanie to zapamiętamy także z bardzo powolnego wpuszczania na sektor gości, jak również niewpuszczenia opraw przygotowanych przez Nieznanych Sprawców.
Poznańska sraczka
„Sraczka” przed meczem rozpoczęła się w momencie, kiedy wiadomo było, że Legia świętować mistrza może właśnie na stadionie przy Bułgarskiej. Najpierw zapowiedziano, że aby nie prowokować publiczności, nasi piłkarze nie będą mogli odebrać po meczu medali i pucharu za mistrzostwo. Później wojewoda trzymał wszystkich w niepewności ws. zamknięcia stadionu, ale ostatecznie tylko pogroził palcem i zapowiedział surowe konsekwencje w przypadku nieodpowiedniego zachowania. Ostatecznie, już dzień po meczu wiadomo, że „Kolejorz” ukarany został obowiązkiem rozegrania aż pięciu meczów ligowych oraz trzech kolejnych w europejskich pucharach bez udziału publiczności.
Słabsza frekwencja
Wszystkie bilety na wyjazd do Poznania rozeszły się bardzo szybko. Zupełnie inaczej przebiegała sprzedaż wejściówek na sektory gospodarzy. Widać było, że lechici są wkur… na swoich graczy za ostatnie wyniki i wypuszczenie szansy na mistrzostwo. Na kilkunastu poprzednich meczach obu drużyn w Poznaniu regularnie pojawiał się komplet widzów. Tym razem było ich ok. 27 tysięcy, a w „Kotle” cały trzeci poziom pozostawał niemal pusty. Lechitów wspierały zgody, a także delegacja kibiców Spartaka Moskwa.
Przejazd legionistów ważniejszy niż komunia
W niedzielne, słoneczne przedpołudnie fani Legii ruszyli w drogę do Poznania dwoma pociągami specjalnymi. Oba wyruszyły w trasę z Warszawy Zachodniej przed godziną 11. Atmosfera była doborowa, a siły na świętowanie oszczędzaliśmy na drogę powrotną. Po około 4-godzinnej podróży, wysiedliśmy niemal równocześnie z obu składów na stacji Palędzie, skąd na stadion (w jednej turze) przewiozły nas podstawione autobusy. Przejazd opłotkami zajął trochę czasu, ale dla Wielkopolan był czymś niezapomnianym. Przerywano komunie, ludzie masowo wylegali przed domostwa, by tylko zobaczyć i koniecznie uwiecznić na telefonach przejazd mistrzów Polski. Takiego zainteresowania nie doświadczymy nigdzie indziej.
Gol świętowany pod płotem
Niestety dość szybko okazało się, że tego dnia szybko na stadion Lecha nie wejdziemy. Od dobrych kilkunastu wyjazdów do Poznania nie spotkaliśmy się z tak beznadziejnym wpuszczaniem jak to, które miało miejsce w niedzielę. Najpierw padła informacja, że lechici po sprawdzeniu oprawy meczowej, uznali, że nie wpuszczą jej na trybuny. Ścisk, prażące słońce i żółwie tempo wpuszczania mogły rozwścieczyć oczekujący tłum, który raz na kilka minut przesuwał się o kilkanaście centymetrów. Oczekując przed bramkami mogliśmy podziwiać pokazy lotnicze, które miały miejsce nad naszymi głowami. Kiedy po około dwóch godzinach oczekiwania zbliżyliśmy się w stronę bramek, wiadomo było, co było przyczyną fatalnej organizacji wejścia. Brak czytników do skanowania dowodów i sprawdzanie danych z kartek, a w kolejnym kroku zaledwie dwie działające bramki wejściowe. I tak ponad połowa z naszej grupy całą pierwszą połowę spędziła w kolejce do wejścia na stadion. Nasłuchiwaliśmy wieści ze stadionu, który był w zasięgu naszego wzroku, a także z Białegostoku, gdzie równolegle rozgrywane było spotkanie Jagiellonii z Wisłą Płock. Po kilku minutach od pierwszego gwizdka, stadion przy Bułgarskiej eksplodował. Radość wydawała się tak wielka, że większość z nas podejrzewała, iż to miejscowi wyszli na prowadzenie. Dopiero widok skaczących z radości braci w białych koszulkach – będących już na trybunach – sprawił, że i oczekujący na wejście zaczęli świętować. A czy to ważne, czy bramkę widziało się na żywo? Z minuty na minutę było coraz goręcej i to nie tylko na murawie. Prażące słońce chyba zbytnio przygrzało uzbrojonym po zęby „czworonogom” z obu stron ogrodzenia. Szczególnie psiarnia stojąca po stronie poznańskiego parkingu klubowego, zdurniała do reszty i pod groźbą użycia gazu w kierunku tłumu, nakazywała… odsunięcie się od płotu. Geniusze.
Grobowa atmosfera
Pierwszą oprawę lechici zaprezentowali na początku meczu, kiedy większości z nas nie było jeszcze na trybunach. Składały się na nią malowany transparent z wynikami ostatnich meczów lechitów i hasłem „Seryjnie pogrzebane marzenia”. Ponad nim rozciągnięta została folia z hasłem „Grobowa atmosfera”, a całość uzupełniły ognie wrocławskie i ciemne świece dymne.
Zatrzymane oprawy legionistów
Niestety opraw przygotowanych przez NS-ów nie udało się zaprezentować w trakcie spotkania. Nieznani Sprawcy wydali następujące oświadczenie w tej sprawie:
„Cała oprawa przygotowana przez NaS na dzisiejszy mecz w Poznaniu, decyzją klubu Lech Poznań, nie została wpuszczona na stadion. Mimo sprawdzania każdej z czterech sektorówek pod kątem ukrycia w nich pirotechniki, bądź czegokolwiek innego, leżą pod wejściem na sektor i rzecz jasna nie będą zaprezentowane na dzisiejszym meczu. Długie godziny NaSzej pracy oraz Waszych pieniędzy zostały zmarnowane abstrakcyjną decyzją ludzi, którzy chcą zniszczyć w Polsce ruch kibicowski. Nie chcąc narażać reszty kibiców na spędzanie kolejnego meczu Legii pod stadionem zdecydowaliśmy się zostać z oprawami pod wejściem, aby reszta kibiców Legii mogła obejrzeć dzisiejszy mecz i wspierać Legię. Decyzja trudna, ale jedyna w zgodna z NaSzymi kibicowskimi ideałami”.
Bjelica, dzięki za wszystko!
Nasz doping przybrał na sile, kiedy zdecydowana większość zajęła miejsca na sektorze. Było o tyle łatwiej, że lechici pomimo mobilizacji na mecz z Legią, wydawali się mocno przybici tym, że nasza koronacja na ich stadionie zbliża się nieuchronnie. Z obu stron nie mogło zabraknąć wzajemnych uprzejmości. Poziom decybeli był jednak jeszcze wyższy, kiedy dopingowaliśmy naszych piłkarzy. Trudno wskazać jeden hit tego dnia – raczej jechaliśmy na równym poziomie. Elegancko wyszła pieśń „Legia CWKS, Ciebie po życia kres…” ze zmodyfikowaną końcówką „A Lecha je…ć”. Aby jeszcze bardziej podku…ć poznaniaków, skandowaliśmy m.in. hasło „Bjelica, dzięki za wszystko” – o byłym już trenerze Lecha.
Lechici mieli dosyć
I wydaje się, że w pewnym momencie poznaniacy zwątpili w możliwość odebrania Legii mistrzostwa, co mogli uczynić ich piłkarze pokonując Legię. Jeszcze przy stanie 1-0 dla Legii gospodarze zaczęli ściągać oflagowanie w „Kotle” i wywiesili w nim wiele mówiący transparent „Mamy kurwa dosyć!!!”. Zanim jednak przystąpili do działania, ich piłkarze mieli okazję by doprowadzić do wyrównania, ale chwilę później drugiego gola dla Legii zdobył Kuchy King! To co zaczęło się dziać w naszym sektorze jest trudne do opisania. Niemal natychmiast cała nasza grupa rozpoczęła doping bez koszulek.
Przedwczesny koniec meczu
Kilka minut później nastąpiło to, na co zanosiło się od wielu dni. Najpierw na murawę poleciało kilka czarnych świec dymnych, a sędzia przerwał spotkanie. Nie trzeba było długo czekać, by miejscowi wyrwali jedną z barierek i wysypali się na murawę, wcześniej skandując pod adresem piłkarzy „Dość pośmiewiska, wypier…cie z boiska”. Skromna delegacja lechitów dotarła do połowy boiska, gdzie murawę zdążyli już opuścić zawodnicy obu drużyn, a po chwili na boisku zameldowała się liczna grupa mundurowych. Ci zresztą od samego początku byli w pełnej gotowości, zarówno przy młynie Lecha, jak i przy naszym sektorze. Nikt z fanów gospodarzy nie został zatrzymany, ale wjazd służb na murawę sprawił, że ewakuowali się z niej kibice, którzy następnie rzucali w stronę boiska kolejne środki pirotechniczne. Przerwa w meczu przedłużała się, z naszego sektora leciało cały czas „Zawsze i wszędzie…”. Później, kiedy „manewry” właściwie zostały zakończone i po prostu lechici zaczęli opuszczać stadion, a murawę wciąż okupowała milicja, zaczęliśmy śpiewać i skandować mistrzowskie pieśni. „Mistrzem Polski jest, ukochana ma…” oraz „Mistrz, mistrz, Legia mistrz!”.
„Lech po prostu jest ch…wy”
Aby po raz kolejny raz dać prztyczka w nos miejscowym, skandowaliśmy jeszcze „Wbijcie sobie to do głowy, Lech po prostu jest ch…y”. A kilka chwil później spiker oznajmił, że decyzją wojewody spotkanie zostanie przedwcześnie zakończone, co oznaczało walkowera na naszą korzyść i mistrzostwo Polski dla Legii. Trybuny proste z miejsca ruszyły do wyjść. Lechici tłumaczą sobie, że pikniki wspierały ich w kwestii przerwania meczu, jako pokazania niezadowolenia z zarządzania ich klubem. Kocioł opuszczał trybuny najwolniej, ale też nie do końca miał ochotę oglądać na żywo świętowanie w naszym wykonaniu. Oczekując na wyjście piłkarzy z szatni – opóźniane oczywiście przez policję, pośpiewaliśmy co nieco, sławiąc Legię na pustoszejącym obiekcie spod znaku poznańskiego koziołka.
MISTRZ NIE DO POZNANIA
Kiedy piłkarze wyszli na murawę, przystąpiliśmy do ceremonii, której nie była w stanie zorganizować Ekstraklasa SA. Skoro barany rządzące ligą nie są w stanie wręczyć zawodnikom mistrza Polski medali oraz pucharu, zrobiliśmy to sami. Ceremonia przebiegała sprawnie i bez zakłóceń. A kiedy poznaniacy zachęcali nas do opuszczenia trybun, zaprezentowaliśmy sektorówkę przygotowaną przez NS-ów do jednej z prezentacji. Pomeczowa oprawa – tego jeszcze w Polsce chyba nie było. W sektorze gości rozciągnięta została malowana sektorówka przedstawiająca zamaskowanego kibica uciszającego tłum i dwuznaczne hasło „MISTRZ NIE DO POZNANIA”.
Świętowanie mistrzostwa
Chwilę później ruszyliśmy do wyjść i zajęliśmy miejsca w ponad 20 podstawionych autobusach. Zanim te jednak ruszyły w drogę na Palędzie, przyszło nam czekać ponad 40 minut. Sama trasa również nie była krótka i dopiero po godzinie 22 dotarliśmy do naszych pociągów. No i zaczęliśmy świętowanie na całego. Płonęła pirotechnika, wznoszone były toasty – tak w Wielkopolsce legioniści świętowali mistrzostwo Polski. A czasu na świętowanie mieliśmy naprawdę sporo. Jeden z pociągów dotarł do celu zgodnie z planem, drugi zaś, w związku z przedłużonym postojem w Kutnie, dopiero ok. 4:30 nad ranem.
Poniedziałkowa feta
Ci, którzy na poniedziałek wzięli wolne w robocie, mieli czas, by odespać trudy długiego powrotu. Bardziej intensywny był to dzień dla tych, którzy już teraz rozpoczęli oszczędzanie urlopu na europejskie puchary. Tym bardziej, że o 17:30 trzeba się było stawić na Starówce, gdzie zorganizowane zostało wręczanie medali i feta. Taki, a nie inny termin sprawił, że w święcie tym wzięło udział tylko około 10 tys. fanów. Kilkakrotnie mniej niż zazwyczaj. Ale z drugiej strony, świętowanie mistrzostwa w Poznaniu nie zdarza się na co dzień.
Mistrza już mamy, na Ligę Mistrzów czekamy!
Teraz przed nami blisko miesiąc do losowania pierwszej rundy eliminacyjnej europejskich pucharów. Walkę o Ligę Mistrzów zaczniemy 10 lub 11 lipca, następnie czeka nas mecz na Ł3 z Arką o Superpuchar (bez przyjezdnych), później rewanżowy mecz europucharowy i pierwsze spotkanie kolejnego sezonu ligowego. Tych, którym do lipca trudno wytrzymać, zachęcamy do wspierania piłkarzy wodnych i rugbistów Legii, a następnie naszych juniorów w walce o kolejne mistrzostwo Polski CLJ. Przypominamy ponadto, że 16 czerwca na Torwarze odbędzie się walka Andrzeja Fonfary – i tu nie może zabraknąć fanatyków z Żylety z gorącym dopingiem.
P.S. W sektorze gości wywieszone zostały następujące flagi: Legia To My, Legia Warszawa, Warriors, Teddy 95 Boys, UZL, Olimpia Elbląg, Kołobrzescy Legioniści, Capital City, Tradycja Pokoleń, Szczecinek, Mistrz Polski, Veni Vidi Vici.
zobacz również galerie:
relacja: legionisci.com