Dynamo Brześć – BATE Borysów 31.10.2018

Gdzie jest Diego?

Na wiosnę świat obiegła niewiarygodna nowina, że niejaki Diego Maradona został prezesem klubu z Białorusi. Gdy zobaczyłem jak ten sam Diego Maradona bawi się na ostatnich mistrzostwach świata uświadomiłem sobie, że w Brześciu lada moment będą mieć niezłe dragi. Postanowiłem na własne oczy przekonać się jaki tam mają klimat.

 

Zacznę od samego Brześcia, który choć jest bardzo blisko, to jest dość nieznany.

 

To miasto niewiele mniejsze od Lublina leżące w rozlewisku rzeki Muchawiec, przy jej ujściu do Bugu. Przez około 440 lat należał do Polski. Jednak zbudowane wówczas miasto rozlokowane na kilku wyspach zostało doszczętnie zburzone (ocalały tylko dwa klasztory) przez ruskiego cara Mikołaja I, który na gruzach wybudował wielką twierdzę. Wjeżdżając od strony Terespola to pierwsza atrakcja, jaka nas spotyka.

 

Przekraczając granicę od strony Sławatycz jest o wiele śmieszniej. Pierwszą atrakcją jest cerkiew przerobiona z wagonu pociągu, w której jest sala treningowa.

 

W dwudziestoleciu międzywojennym Brześć wrócił do Polski. Z tego okresu pozostało już dużo więcej polskiej architektury, która szczególnie widoczna jest na dwóch ulicach. Z czego jedna o zgrozo nosi imię Lenina, druga to ul. Lewaniewskiego, na której znajdowała się Polska kolonia urzędnicza w stylu dworkowym.

 

Brześć jednak inaczej interpretuje historie. W materiałach, które znaleźliśmy informuje, że w latach przed zaborami należał do Litwy, a nie Korony Polskiej.

 

Pierwszy raz pod stadionem zameldowaliśmy się koło 15:00, pięć godzin przed meczem. Podeszliśmy pod kasy by kupić bilety. Za okienkiem starsza pani w wieku około sześćdziesięciu lat. Pytam po rusku o bilety, ale szybko zostałem zdemaskowany. Kobieta piękną polszczyzną z kresowym akcentem odpowiada, bym kupił bilety na balkonie, bo są najtańsze i najlepiej widać. Pierwsze pozytywne zaskoczenie tego dnia. Kobieta powiedziała nam o sobie, że miała polskich rodziców i że dobrze zna język polski, choć już wiele zapomniała. Dowiedzieliśmy się od niej, że nie byliśmy jedynymi Polakami, którzy tego dnia kupowali bilety.

 

Stadion stary, ale po generalnym remoncie, był otwarty i w najlepsze trwały na nim przygotowania do meczu. Nie mieliśmy żadnego problemu, by wejść na płytę boiska, czy do budynku klubowego lub pokręcić się po zapleczu. Gdy przyszliśmy, wszystko było jeszcze w rozsypce, montowano multimedialne banery reklamowe, ustawiano sklepiki i scenę z tyłu stadionu, a jakiś pan malował podobizny Maradony na dyniach.

 

Naszą uwagę przykuły dwie flagi, które wisiały sobie bezpańsko na sektorze po drugiej stronie stadionu.

 

Zbliżaliśmy się do nich, obserwując czy zaraz znienacka nie wybiegnie jakaś grupa obrońców. Nic bardziej mylnego. Podeszliśmy pod same flagi i w zasięgu wzroku nie było nikogo, kto mógłby się nimi opiekować. Jedynie technicy rozstawiający sprzęt kręcili się tu i ówdzie, ale im te flagi były obojętne. Po prostu wisiały sobie, czekając na mecz. Później okazało się, że to flagi piknikowe, które każdy może kupić w klubowym sklepiku i nie mają one nic wspólnego z ruchem kibicowskim.

 

Powiedzmy kilka słów o głównych bohaterach tego wieczoru. Najpierw BATE, nazwa pochodzi od skrótu Borysowskiego Zakładu Samochodowych i Traktorowych Urządzeń Elektrycznych oczywiście skrót po rosyjsku. To najbardziej utytułowany zespół na Białorusi. Seryjny zdobywca mistrzostwa kraju, od 2006 nieprzerwanie wygrywa Wyszejszają Lihę, czyli ichniejszą Ekstraklasę. Na koncie ma już 15 mistrzostw, a od 1998 nie spadł z podium. Absolutna dominacja na boisku nie przerodziła się jednak w dominację na trybunach.
Jedna i druga drużyna może się pochwalić Polskimi znajomościami. BATE łączy zgoda z Piastem Gliwice, po za tym nie mają żadnych układów i zgód, łączą ich jedynie przyjacielskie stosunki pojedynczych osób z kibicami Torpedo Żodzina i Dynamo Brześć. Największą kosą jest obecnie FK Homel, dalej Dniepr Mohylew i Szachtar Soligorsk. Ruch kibicowski w Borysowie zaczynali chłopaki z grupy Buzoters obecnie jest jeszcze grupa Young Buzoters.

 

Dynamo Brześć sukcesów na boisku raczej nie ma (największe osiągnięcie to trzecie miejsce), ale za to nieźle idzie im polu kibicowskim.

Chłopaki mają układ ze Stalą Stalowa Wola i zgodę z Dynamem Mińsk, największe fankluby znajdują się w Kobryniu, Berezie Kartuskiej i Pińsku. Podobnie jak u BATE zestaw kos jest ten sam tzn. FK Homel, Dniepr Mohylew, Szachtar Soligorsk oraz dodatkowo jeszcze Niemen Grodno, który niewiele znaczy. Dynamo jest jedną z największych ekip na Białorusi, ruch kibicowski nazywa się u nich Blue White Devils i skończył w tym roku 20 lat, ich flagę możemy zobaczyć na zdjęciach poniżej. W skład tego ruchu wchodzą No comments, Utras Group i Без Мозгов co dosłownie można przetłumaczyć na polski jako Bez Mózgów.

 

Przed samym meczem policja zamyka przyległe ulice. Wejście na młyn znajduje się z tyłu stadionu. Z barierek na środku ulicy ustawione są strefy buforowe. Gdyby nie to, to prosto z ulicy wchodziłoby się na stadion. Nie ma żadnego budynku, przejścia, czy tym podobnych. Jest tylko chodnik, krata i od razu trybuna.

 

Policji bardzo mało, na Białorusi problem chuligaństwa stadionowego nie występuje. Nikt nie czyha na flagi i nie robi zasadzek, bo kary są nie współmiernie wysokie do wykroczeń.

 

Wejście do sektora gości usytuowane jest z przodu przy samych kasach. Porządku pilnuje tylko jeden policjant i ochroniarz. Goście, kiedy chcą, mogą sobie wchodzić i wychodzić z sektora na miasto.

 

Mecze w krajach byłego związku radzieckiego zaczynają się zawsze od hymnu państwowego. W Brześciu nie widzieliśmy jakiegoś większego przejęcia tym faktem. Śpiewało niewiele osób, zupełnie inaczej niż na Ukrainie, gdzie obecnie wszyscy podkreślają swoją ukraińskość.

 

Mimo, że mecz rozgrywany był w środę, to cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem, stadion był wypełniony w 85%. BATE to lider, który oczywiście walczy o kolejny tytuł mistrzowski. Oba kluby dzielą neutralno/przyjazne stosunki.

 

A propos BATE to wspomnieć też należy, że przyjechali w około 70 osób. Większość przyjechała autobusem, reszta pociągiem na własną rękę.

 

Ubrani byli na żółto i mieli jedną wielką flagę z napisem żółto-niebiescy. Z Gliwic podobno nikogo nie było, ale widziałem szaliki Piasta.

 

Dopingowali przez cały mecz, po ruchach ludzi na sektorze było widać, że się starają. Skutecznie wykorzystywali przerwy w dopingu Dynama, było ich kilka razy słychać.

 

Dynamo wystawia około 600-osobowy młyn, średnia wieku jest bardzo niska, większość to młodzież szkolna. Wszyscy są ubrani na biało i bardzo wiele osób ma szalik.

 

Dynamo szybko strzeliło bramkę, co zawsze ma wpływ na doping. Przez chwilę cały stadion dopingował gospodarzy, a młyn otrzymał dodatkową dawkę energii, którą dobrze wykorzystał.

 

Cisnęli od początku do końca z konkretnym dopingiem. Mieli słabsze momenty, ale zdarzały się też przebłyski fanatyzmu. Młynowy jest starszy od reszty kibiców i odniosłem wrażenie, że potrafi porwać sektor, ewidentnie miał pomysł na ten mecz. Zdarzało się, że do zabawy włączał się cały stadion, ale były też momenty, że młyn swoje, a prosta swoje. Często tańczyli trzymając się za bary np. pod melodie How much is the fish, Scootera.

 

Najlepiej wychodziło wszystkim proste okrzyki Dynamo, Dynamo i zabawa z telefonami lub Szkocja. Ruska pirotechnika, czyli świecenie telefonami jest ostatnio bardzo popularna na wschodzie.

 

Do dwóch flag, o których pisałem wyżej Dynamo dowiesza jeszcze jedenaście innych. Wśród flag znajduje się też jedna z Polski.

 

Nie jest to flaga Stalówki, z którą Dynamo ma układ, tylko flaga Zabielsko Brzeskiej Familii z Radzynia Podlaskiego. Wiem, że zdjęcie poniżej nie jest najlepszej jakości, ale to ta trzecia od prawej, z czerwonym herbem i H. W czasie meczu nie słyszeliśmy jednak, by kogokolwiek pozdrawiali.

 

W przerwie spotkania wszyscy idą na festyn, jaki odbywa się pod stadionem. Jest jakiś koncert, ale nie cieszy się on absolutnie żadnym zainteresowaniem.

 

W przeciwieństwie do innych atrakcji. Poza standardowymi sklepami z browarem i pamiątkami klubowymi można na przykład kupić dynię z podobizną Diego Maradony, plakaty z Diego i jeszcze kilka innych gadżetów z Maradoną.

 

Nie zabrakło też polskiego akcentu. Gościem specjalnym był jakiś białoruski piłkarz, który przywiózł swoje suweniry i rozdawał autografy. Wśród jego pamiątek była koszulka reprezentacji Polski.

 

W drugiej połowie doping się nie zmienił, tzn. stał na wysokim poziomie. Tego wieczoru było zimno dlatego dobrze, że kibice Dynama wreszcie zadbali o rozgrzanie atmosfery. Najpierw sami się rozebrali, a później odpalili ognie wrocławskie i świece dymne. Zabawa trwała w najlepsze.

 

O dziwo do poziomu dopingu dostosowali się piłkarze, którzy strzelili pięć bramek. Nie przyglądałem się za bardzo grze, ale zdążyłem zauważyć, że Dynamo miało przewagę, ale to goście strzelali bramki, i ostatecznie wygrali 2-3. BATE wykorzystało piłkę meczową, ostatni gol padł już w doliczonym czasie gry, dosłownie w ostatniej akcji meczu. Udało mi się go uchwycić.

 

Wracając do Polski, nasza fura została wytypowana przez Straż Graniczną do szczegółowej kontroli. Lekko nas to zdziwiło. Podobno komputer automatycznie wyznacza kto jest podejrzany. Kazano podjechać nam do warsztatu. Całe szczęście funkcjonariusze nie byli zbyt dociekliwi, skończyło się tylko na rutynowym opukiwaniu fury.

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments