Paweł Zarzeczny tuż przed śmiercią sam zaproponował, że wystąpi w moim „Wywiadzie z chuliganem”, bo chciałby opowiedzieć o swojej historii chodzenia na mecze i o nagonce na kibiców. Polecam wszystkim, na pewno warto umieszczać i podawać dalej. – powiedział Piotr Lisiewicz.
Poniżej ostatnia rozmowa z Nim i zajawka z kilkoma cytatami, które pewnie na długo zostaną zapamiętane:
– Propaganda była zawsze, że kibice to chuligani, czyli bydło i hołota. A tak naprawdę to ten chuligan dzięki swojej pasji utrzymuje w Polsce trzy sportowe gazety, pięć sportowych telewizji i mniej więcej z dwustu nierobów, którzy grają w piłkę.
– Udawałem, że chce wyrzucić śmieci, więc wszyscy w domu szczęśliwi. No to ja zostawiałem kosz na wycieraczce i dłuuuga! – tak wspomina swoje pierwsze ucieczki z domu by iść na mecz Legii.
Pierwszy raz na meczu był mając 6 lat. – Zobaczyłem na stadionie światła, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Cały stadion pełen ludzi. Bilety były po 35 złotych, to było wtedy 17 oranżad. Najpierw zobaczyłem, że światło się świeci i że się pali papierosy. Potem, że trzeba przeklinać. Grali świetni piłkarze – Deyna, Gadocha, jeszcze Brychczy, Blaut, Grotyński, świetny bramkarz – opowiadał.
Zarzeczny opowiada też o swojej miłości do Legii. - Miasto spowite czarnym dymem, miasto niezłomne, które nawet za cenę wolności, życia, wszystkiego – walczy, nie poddaje się. Ten mi powstania w Legii jest istotny.
Zabiera głos także na temat wojny poprzedniej władzy z kibicami. – Kibic handluje narkotykami i każdego chce dźgnąć nożem. Propaganda była zawsze, że kibice to bydło i hołota. A tak naprawdę, to władza chciała znaleźć dla siebie piorunochron.
Opowiada też o tym, że w życiu warto pozostać sobą i być po stronie gnębionych. – Jak ktoś dostaje nagrodę, to zostaje po nim proch, pył, w ogóle śmieć. Norwid, Hłasko, Tyrmand – to są ci moi ulubieńcy – brzmiały jedne z ostatnich słów Pawła Zarzecznego.