Ponad 17 tysięcy kibiców zgromadził sobotni mecz we Wrocławiu, z czego aż 1015 stanowili przyjezdni, którzy pomimo zakazu wyjazdowego pojawili się na sektorze gości. Więcej w obszernych relacjach obu ekip.
Relacja kibiców Śląska Wrocław:
Mecz z „Kolejorzem” przeszedł do historii. Niestety tym spotkaniem nasz Śląsk Wrocław zakończył passę 11. kolejnych meczów bez porażki. Do historii zapisała się też liczba nieuznanych bramek dla Śląska. Jednak mimo niekorzystnego rezultatu, to z kibicowskiego punktu widzenia atmosfera na stadionie tego dnia mogła się podobać.
Po dobrym starcie sezonu na mecz z Lechem wybrało się sporo kibiców. Upalna pogoda spowodowała, że wiele osób w ostatniej chwili przyjechało na stadion prosto z kąpielisk i basenów. To z kolei sprawiło, że kibice Śląska stali w kolejkach po bilety i wchodzili na stadion jeszcze przez całą pierwszą połowę.
Fani z Poznania mimo zakazu również licznie zawitali do Wrocławia. Stało się to dzięki kibicowskiej solidarności. Nie lubimy się z kibicami Lecha, ale wspólnie walczymy z odpowiedzialnością zbiorową i zakazami uderzającymi w naszą kibicowską społeczność. Taką solidarnością i wspólnymi działaniami ponad podziałami pokazujemy bezcelowość tych zakazów.
Sam mecz mógł się podobać. Śląsk od początku sezonu pokazuje ciekawy futbol. Otwarta gra wrocławian sprawia, że dochodzi do wielu sytuacji pod bramką przeciwnika. W meczu z Lechem „Wojskowi” również stworzyli wiele dogodnych sytuacji. Strzelili nawet 4 bramki, ale żadnej z nich sędzia nie uznał, przez co stał się negatywnym bohaterem trybun.
Podczas meczu miał miejsce incydent, który wcześniej znany był we Wrocławiu tylko z zachowania kibiców innych klubów. Na murawie pojawił się pewien osobnik, który podbiegł pod sektor gości i wystawił im dupsko. Nie pomogło gołodupcowi, że miał żółte papiery. Najpierw trybuny, a potem indywidualne rozmowy jasno dały mu do zrozumienia, że takie zachowanie nie jest we Wrocławiu tolerowane.
Jeśli chodzi o prawdziwa kibicowską atmosferę to tego dnia na trybunach było gorąco i to nie tylko ze względu na panujące we Wrocławiu upały. Ambitna gra naszego zespołu i duża ilość kibiców gości była dodatkowym bodźcem nakręcającym tego dnia nasz doping. Kibice Lecha mimo zakazu pokazali się z dobrej strony. Zarówno ich liczba i doping były tego dnia na wysokim poziomie.
Podsumowując, sportowo widać w tym sezonie duży progres. Na tle dobrze zorganizowanej i solidnej drużyny Lecha nasze orły pokazały, że w tym sezonie powinny walczyć o miejsca w pierwszej ósemce. Kibicowsko mecze Śląska z Lechem od lat dostarczały dużo wrażeń i również to spotkanie stało na wysokim, kibolskim poziomie. Przed nami teraz seria 3 meczów w poniedziałki, o godzinie 18. Na początek lecimy do Kielc.
Relacja kibiców Lecha Poznań:
Niemal rok czekaliśmy na ponowną wizytę we Wrocławiu.
Bieżący sezon należy do bardzo nietypowych. Każdy zorientowany wie co wydarzyło się 20 maja, a także jakie były reperkusje tych wydarzeń, o czym głównie przypomina banner wrzucony powyżej. Nowa kampania to na razie dla nas tylko wyjazdy, a tych całkiem sporo się zbiera, głównie dzięki naszemu uporowi, a także przychylności gospodarzy w Polsce. Na Bułgarskiej miało nas nie być bardzo długo, jednak nadeszło złagodzenie kar, mimo którego Grupy Kibicowskie nie zdecydowały się korzystać z pierwszej lepszej okazji do powrotu na trybuny, tylko dograć wszelkie istotne kwestie z włodarzami klubu. Przez to najwierniejsi kibice odpuścili mecz rewanżowy z Szachtiorem Soligorsk, który po dogrywce został przez naszych kopaczy wygrany, co zapewniło nam awans do III rundy Ligi Europy.
Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować na tym meczu transparent ze wsparciem dla zatrzymanego Klimy, a także skromną delegację kibiców gości z flagami.
Najważniejszym faktem był jednak puściutki Kocioł, który nie współgrał z niezłą jak na upalny, sierpniowy czwartek frekwencją na pozostałych trybunach. Puste Serce Stadionu pokazuje wyraźnie, jedność kibolskiego środowiska na Lechu i dystans do – pozytywnych, co trzeba akurat przyznać – zmian w klubie, które zaszły latem.
Mimo, że klub próbował efektownie sprzedać mecz z Białorusinami, gimnastykując się i kadrując fotki, tak by oglądający je miał wrażenie, że trybuny tętniły życiem, to my nie będziemy ściemniać – Kocioł świecił pustkami, a na trybunach atmosfera była totalnie piknikowa, którą jarał się tylko jeden cwel z żydowskiej gazety dla Polaków, który niestety ciągle jest „dziennikarzem bliskim Lechowi Poznań”.
Mecz z Soligorskiem kibicowsko więc mało kogo obchodził, a na razie, kibolskie życie wokół Kolejorza kręci się niestety tylko poza Poznaniem. Po dalekim Erywaniu, Płocku i Soligorsku, przyszedł czas na Wrocław.
Mimo zakazu wyjazdowego udało nam się pojawić na trybunach wrocławskiego stadionu. Była to nasza piąta wizyta w historii na obiekcie zbudowanym przed nieszczęsnym Euro 2012 na wrocławskich Maślicach.
W sumie, jak na zakaz, wykręciliśmy bardzo dobrą liczbę, która, ze wsparciem kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego, wyniosła 1015 osób.
Mimo okoliczności wyjazd odbywał się normalnie – zorganizowaliśmy zbiórkę pod Wrocławiem i razem udaliśmy się pod stadion, gdzie czekał na nas specjalny parking.
Po wyjściu ze środków transportu i odebraniu biletów mogliśmy udać się na sektor gości, gdzie zajęliśmy swoje miejsca. Na płotach powiesiliśmy 11 flag, a także okazjonalne transparenty, dla kibiców zatrzymanych, a także tych świętej pamięci – Damiana, Grzecha oraz Młodego, którego trzecią rocznicę śmierci obchodziliśmy 1 sierpnia.
Oczywiście nasza obecność oznaczała także wsparcie wokalne dla drużyny, która powoli znajduje swój rytm i wykuwa charakter, tak dawno w Poznaniu nie widziany.
Zaczęliśmy od okrzyków Piłka nożna dla kibiców!, Chuj z zakazami, Kolejorz jesteśmy z Wami!, a także Jesteśmy zawsze tam! Prowadzący doping zapodali także nowy przerywnik w postaci okrzyku Nasz Kolejorz na zakazie, hej! Potem ruszyliśmy ze stałym repertuarem, który mimo prażącego przez szklany dach słońca, wykonywaliśmy całkiem nieźle.
Pierwszą połowę dodatkowo umilił nam miejscowy poszukiwacz przygód, który wybiegł na środek boiska, po czym ściągnął część odzieży i pokazał nam swoje cztery litery. Oczywiście szyderstwom nie było końca, łącznie z okrzykiem Zostaw pedała, ty kurwo zostaw pedała!, w kierunku ochrony, która w końcu pokręciła wrocławskiego wariata.
Jak już przy gospodarzach jesteśmy to pokaz ekshibicjonizmu ze strony miejscowego kibica był zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się elementem z ich ogólnej prezentacji. Co prawda na trybunach zgromadziło się ponad 17 tysięcy Malinowych Nosów, jednak ichniejszy młyn prezentował się bardzo biednie. Wokalnie nie był za bardzo słyszalny, chyba że w momentach jakiejś lepszej akcji na boisku, gdy podrywała się też reszta trybun, a wizualnie prezentował się jak zawsze, czyli fatalnie. Niepełne sektory, nawet te środkowe, oflagowanie również biedne, z czego najbardziej w oczy rzucały się płótna zgód, w tym flaga Motoru Lubin, z hasłem Coś więcej niż klub.
Największym plusem ze strony gospodarzy były transparenty ze wsparciem dla Klimy, a także Janusza Walusia. Nic więcej o Wojskowych nie da się zwyczajnie napisać.
Druga połowa przyniosła kulminację emocji, nakręcanych przez wydarzenia boiskowe. Piłkarze Śląska wzięli sobie za cel wykręcenie rekordowej ilości spalonych, w efekcie czego uzbierali ich chyba piętnaście, z czego przy czterech takich akcjach zdobyli gola. Oczywiście z każdym kolejnym spalonym, nie wspominając o nieuznanych bramkach, nasz sektor tonął w śmiechu i szyderze z nieudolnych kopaczy WKSu, którzy najwyraźniej nie znają zasad piłki nożnej, bo nie można powiedzieć o tych sytuacjach, że były szczególnie zaawansowane, albo że nasze asy łapały biednych wrocławian na pułapkę ofsajdową.
Co to, to nie, ale trzeba jednak oddać naszej drużynie, że wreszcie przejawia oznaki przemiany mentalnej. Przez całe lata piłkarze Lecha grywali fajne mecze, by przepierdolić wszystko mentalnie i ostatecznie zawalić wszystko co się dało w najgorszy możliwy sposób. Tymczasem teraz, nasza drużyna nie gra nic (poza przebłyskami nowych nabytków i kilku innych piłkarzy), ale trzyma ciśnienie i wygrywa w cynicznym stylu, czyli wreszcie bierze przykład z naszych największych rywali. W każdym razie regularnie dopisujemy komplet punktów w lidze, w której – co każdy kibic wie – wystarczy zapierdalać i cisnąc do końca. I nasza drużyna to robi, w czym dostrzec należy rękę naszego wymarzonego trenera.
Oby tak dalej, niech ten niedorzeczny sen trwa dalej. Niedorzeczny, bo po 20 maja i tym jak chaotycznie przebiegały przygotowania do sezonu mało kto wierzył w pozytywny rozwój wypadków. Wygląda jednak na to, że nasi włodarze po raz kolejny mają fuksa – żadnej wizji, żadnej myśli, żadnej kontroli, po prostu – uwielbiany trener, trzy grube transfery i jazda, jakoś to będzie. I póki co jest, a przed nami pierwsze większe wyzwanie – Racing Genk, już w najbliższy czwartek na wyjeździe.
Piłkarskie emocje z drugiej połowy udzieliły się także nam, po kolejnych nieuznanych golach dla Śląska gospodarze cichli a my wjeżdżaliśmy z nową przyśpiewką, która zadebiutowała w 55-osobowym gronie w Armenii, a także była przez nas śpiewana w Płocku. Tym razem wyszła najlepiej, głownie dzięki świetnej robocie bębniarzy. Po wczorajszym wyjeździe już wiemy, że należy śpiewać ją cierpliwie i powoli, a przy sprzyjających okolicznościach melodia będzie miażdżyć.
Poza nowym materiałem, lecieliśmy ze stały repertuarem, a korzystny wynik zapewnił nam dominację na wrocławskim stadionie. Po meczu piłkarze podeszli pod sektor i otrzymali wreszcie zasłużone podziękowania, a także wezwania do walki w czwartek o pełną pulę na wyjeździe.
Potem, czekając na opuszczenie sektora, dalej jechaliśmy nową przyśpiewkę, a także szydziliśmy ze Śląska, śpiewając Śląsk jest szalony – za każdym razem spalony!
W końcu bramy zostały otwarte i udaliśmy się do środków transportu, którymi jeszcze przed godziną 19:00 udaliśmy się w kierunku Poznania.
zobacz również zdjęcia:
relacja: kibiceslaska.pl, pyrusy.pl