Ruch Chorzów – Górnik Łęczna 02.06.2017

Blisko 6 tysięcy widzów stawiło się na Cichej podczas meczu z Górnikiem Łęczna. Kibice Ruchu odpalili dużo pirotechniki, a sporo rac wylądowało na murawie. Na płocie zawisły także flagi GKS-u Katowice, które zostały spalone. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Niebiescy tym meczem pożegnali się z grą w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Wypowiedź Rafała Grodzickiego po meczu: Jeśli ktoś był kiedyś związany z jakimś zespołem, kibicował mu na dobre i na złe, to będzie w stanie zrozumieć to, co stało się dziś podczas meczu. (…) To, co zobaczyliśmy dziś na trybunach, to największy skarb tego klubu. Ci kibice nie pozwolą na to, by Ruch błąkał się gdzieś po niższych ligach. Wiemy, że miejsce Ruchu jest w najwyższej lidze. Może trzeba było zrobić ten krok w tył, by było lepiej?

Relacja Niebieskich:
Ciężko pisać cokolwiek o meczu, który był już jedynie gwoździem do trumny zwanej spadkiem. Jak czas pokazał, ostatnie spotkanie w Ekstraklasie rozegraliśmy z drugim spadkowiczem – Górnikiem Łęczna.

Po fatalnej rundzie wiosennej, koszmarnej fazie finałowej, „profesjonalizmie” sędziów i generalnym bałaganie w klubie, po 10 latach przyszło nam opuścić szeregi ekstraklasy. Teraz są snute dalekosiężne plany o występie w pierwszej lidze, ale czy tak będzie… Czas pokaże.

Ostatnie pożegnanie przyciągnęło na Cichą niespełna 6000 fanów Niebieskich, którzy pomimo wszystko do końca byli z ukochanym klubem. Atmosfera, jaka panowała już przed meczem, była dziwna. Wyczuć można było smutek, żal i ogólne zaniepokojenie. Każdy zadawał sobie pytanie – co będzie dalej? Dla większości młodych kibiców będzie to przecież pierwsze spotkanie z niższą ligą, dla wprawionych fanów „powrót do przeszłości”. Nie mniej jednak czuć było w powietrzu, że mecz ten na pewno zostanie zapamiętany na długie lata.

Podobnie jak poprzednio, młyn i większość kibiców ulokowana była na trybunie prostej, gdzie pojawiło się sporo flag w tym m.in. „Psycho Fans”, „Chuliganeria”, „To My Naród Śląski”, „Oberschlesien”, „Siemianowice”, „Zawiercie”, „Niebieskie Katowice”, „Ruda Śląska”, „Piekary Śląskie”, „Radlin”, „Kęty”, „Mikołów”, „Świętochłowice”, „Niebieskie Łaziska”, transparent „Szynszyl PDW” oraz okazjonalny trans „44”.

Mecz rozpoczął się przy klasycznym akompaniamencie „Hej Niebiescy Ole…”, jednak już po chwili emocje dały górę i w stronę piłkarzy oraz działaczy skandowano głośne „Ruch to My, a nie Wy”. Padło ponadto kilka gorzkich słów w stronę byłego i obecnego prezesa, którzy nas wszystkich wodzą za nos w kwestii sytuacji w klubie oraz licencji. Oberwało się również nieudolnemu sędziemu, który najwidoczniej jest fanem piłki ręcznej, a także Arce Gdynia.

Wraz z prowadzonym dopingiem pozdrowieni zostali nasi przyjaciele z Widzewa, Wisły i Elany. Na meczu mogliśmy liczyć również na solidne wsparcie Widzewiaków i fanów „Białej Gwiazdy”.

Pomimo straconych w pierwszej połowie bramek z trybun niosło się „Nigdy nie zginie, Ruch Chorzów nigdy nie zginie…” oraz „Na zawsze wierni, na zawsze oddani, chorzowskiego Ruchu najwierniejsi fani”, które niestety bardziej dotyczyły Niebieskiej Rodziny niż postawy zawodników. I tak po zakończeniu pierwszej części spotkania znów mogliśmy usłyszeć „Ruch to My!” urozmaicone salwami gwizdów.

Na początku drugiej połowy rozciągnięte zostały sektorówki z dwoma odsłonami herbu Ruchu, natomiast po bokach czekały niebieskie i białe machajki. W czasie przygotowań do oprawy meczu doping prowadzony był na dwie strony, co wyszło całkiem dobrze.

Wraz z opadnięciem po kilku minutach sektorówek, na trybunach dostrzec mogliśmy zagorzałych piromaniaków, którzy stworzyli efektowny pokaz z wykorzystaniem rac. Jak wiadomo ogień jest krótkotrwałym zjawiskiem i kwintesencją niestałości. Pojawia się nagle, znikąd i wykonując swój majestatyczny taniec głodu zmienia wszystko co żywe w nicość, zostawiając tylko popiół. Czyli idealnie odzwierciedla sytuację w klubie, jakiej jesteśmy świadkami…

Spora część odpalonych rac i ogni wrocławskich wylądowała na murawie, co pokazało, że kibice mają już dosyć tego marnego widowiska, jakim zostali uraczeni w ostatnich meczach. Cierpliwość ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Na Cichej się skończyła i to był właśnie krzyk chorzowskich trybun. Race lądowały na murawie przez kilka dobrych minut, a schodzących z boiska piłkarzy odprowadzało głośne nawoływanie „Wypier…”.

Po wznowieniu meczu nastąpiła powtórka z rozrywki i znów na płycie wylądowały kolejne race. Dodatkowo na płocie pojawiły się dwie flagi rywala zza miedzy z kolekcji wiosennej „44”. I tak w płomieniach swój żywot zakończyły dwie wizytówki Gieksy – „SK 1964” oraz „GKS Katowice”, które przechodzą do historii jako trofeum Niebieskiej Szarańczy. Palenie próbowała zakłócić ochrona, rozpylając gaśnicę, jednak pomimo to reszta szmat skończyła swój żywot w ognisku.

Przy trwającym na murawie pokazie pirotechnicznym kibiców odwiedził Wojtek Grzyb, który rozumiejąc frustrację widzów, w imieniu swoim i trenera prosił o możliwość dokończenia meczu. Jak widać niespodziewana przerwa i mocne słowa w szatni sprawiły, że po wznowieniu gry oglądaliśmy zupełnie odmienioną drużynę, która na koniec zapragnęła zagrać o resztki honoru, doprowadzając do wyrównania i walcząc o pożegnalną wygraną. Jak widać doliczone 23 minuty sprawiły, że Ruch chciał jak najdłużej żegnać się z Ekstraklasą.

Gdy spotkanie jeszcze trwało, a na trybunach śpiewano głównie „Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle, bo drużyna, która kocham w pierwszej lidze znajdzie się”, część kibiców opuściła stadion. Większość pozostała jednak do końca, by po ostatnim gwizdku zobaczyć zawodników dwóch drużyn, które żegnają się z Ekstraklasą.

Po końcowym gwizdku kilkudziesięciu kibiców wbiegło na boisko, by zdobyć na pamiątkę koszulki zawodników. Z reguły jest to pospolitym zwyczajem na zakończenie sezonu, nawet tak słabego. Jednak ten fakt stał się czynnikiem zapalnym do – jak widać zaplanowanej i zakrojonej na ogromną skalę – akcji „dzielnej” policji, która urządziła sobie na murawie polowanie.

Pomijając oddziały prewencji i zaskoczenie po widoku galopujących po murawie koni, największe zdziwienie wywołali funkcjonariusze kryminalni poprzebierani za fotoreporterów, którzy z bronią ostrą i gazem polowali na kibiców. Jest to sytuacja szokująca i karygodna, ponieważ policjanci nie są osobami uprawnionymi do przebywania na murawie, co jasno określa regulamin Ekstraklasy. Tymczasem mieliśmy do czynienia z przebierańcami, których obecność i zachowanie były z góry ustalonym planem. Efektem tego są zatrzymane osoby, które chciały zdobyć jedynie koszulki piłkarzy, a stały się częścią policyjnej statystyki sukcesów. Jak wiadomo lepiej zatrzymać postronną osobę i wykreować jej kartotekę bandyty, niż zająć się prawdziwą pracą.

Przy tej całej sytuacji najśmieszniejsze są tłumaczenia rzeczniczki śląskiej policji o rzekomych agresywnych kibicach chcących linczować piłkarzy i szturmować budynek klubowy, co jest jedną wielką zmanipulowaną bzdurą. Wygląda to na próbę wybielenia zaplanowanej prowokacji, która miała pewnie na celu podniesienie bilansu zatrzymanych. Z policjantów są tacy fotoreporterzy, którzy najlepsze materiały dowodowe kręcą kamerą paralizatora…

Warto nadmienić, że kibiców przez zatrzymaniem bronili piłkarze. Dokładnie ci sami, których rzekomo broniła policja. Mamy nadzieję, że wszyscy zawinięci kibice wyjdą z aresztu o własnych nogach, a nie wyjadą nogami do przodu.

I tak po całym tym cyrku i policyjnej szopce żegnamy się z Ekstraklasą. Co by się nie działo, prawdziwi kibice zawsze pozostaną z drużyną, czy to będzie pierwsza czy też czwarta liga. Czekamy zatem, gdzie przyjdzie nam wspierać drużynę w kolejnym sezonie.

Spadamy po Waszych porażkach.

Żegnamy się na Naszych Warunkach!

No to CZEŚĆ…

RUCH to My!







[g]760[/g]

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments