Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa 24.09.2017

Relacja Legionistów:

Po tym jak przed kilku laty Jagiellonia straciła kilkadziesiąt flag, można było przypuszczać, że trochę przyjdzie nam czekać na wyjazd na Podlasie. Ostatecznie po durnych wymysłach Komisji Ligi, policji i wojewody przy aprobacie białostockiego klubu, przez 6 lat nie mieliśmy możliwości wyjazdu na mecz naszego klubu, rozgrywany na stadionie Jagiellonii. Do 24 września 2017, kiedy w końcu żadnych bzdur nie wymyślono.

Jeszcze podczas naszej czwartkowej podróży do Opola dochodziły nas słuchy, że policja naciska na wojewodę, by ten kolejny raz zamknął sektor gości. Nie uczynił tego, a miejscowy klub jak widać wpadł na inny pomysł, jak pozbyć się problemu, w postaci blisko tysięcznej grupy fanów ze sto(L)icy. Ale po kolei.

W stronę Białegostoku cała nasza grupa podróżowała pociągiem specjalnym, który w południe ruszył z Warszawy Wschodniej. Do celu dojechaliśmy spokojnie, z zaledwie jednym postojem na wysokości Wysokiego Mazowieckiego, gdzie czterech zamaskowanych „pszczelarzy” oddaliło się od pasieki i postanowiło zaprószyć ogień w pobliżu naszego pociągu. Po chwili przypomnieli sobie jednak, że zostawili zupę na gazie i czym prędzej czmychnęli przez łąki i pola w kierunku swojej zagrody. My zaś około godziny 15 wysiedliśmy w Niewodnicy – wiosce, znajdującej się kilkanaście kilometrów pod Białymstokiem, gdzie czekało na nas 8 przegubowych autobusów. Po kilkunastu minutach gnaliśmy nimi na złamanie karku, całych 5 kilometrów na godzinę. Można było mieć obawy, czy szalony kierowca, nie doprowadzi do kolizji drogowej, ale może zwyczajnie chodziło tu o to, by lokalna społeczność, która tłumnie wyległa przed domostwa, miała okazję dłużej podziwiać szykowny orszak mieszkańców Warszawy. Policja po przejechaniu dwóch kilometrów w ciągu kilkunastu minut, postanowiła podzielić naszą grupę i najpierw odeskortowała cztery pierwsze autobusy. Trzeba przyznać, że liczba mundurowych zaangażowanych w zabezpieczenie była rekordową w historii naszych wyjazdów. Oprócz latającego helikoptera, na każdym kroku widoczne były zastępy, ściągnięte prawdopodobnie nie tylko z całego województwa, ale i połowy Polski.

Powiedzieć, że wpuszczanie przyjezdnych na stadion było mozolne, to nic nie powiedzieć. Zamaskowana ochrona robiła wszystko, byśmy wchodzili jak najdłużej. Sprawdzanie odzieży wierzchniej mega skrupulatne, ściąganie butów i tym podobne zagrywki – tego można było się spodziewać. Niektóre osoby były jednak wybierane przez „selekcjonera” do kontroli szczegółowej w specjalnie przygotowanym namiocie, niczym w Tyraspolu. Ochrona przekraczała swoje uprawnienia, nakazując kibicom zdejmowanie spodni. Nie mogąc jednak znaleźć nic – poza pojedynczymi gadżetami, które mieliśmy przygotowane na ten wyjazd – ochrona zatrudniana przez białostocki klub, musiała wymyślić coś ekstra. No i wymyśliła.

Zamaskowany szef ochrony wymyślił specjalny, nigdzie indziej niespotykany sposób, sprawdzania naszego oflagowania. Płótna miały być rozwijane na parkingu, czyli przed wejściem na stadion, a cała grupa kibiców miała znajdować się około 30 metrów dalej. Do weryfikacji flag przystąpiła ruda Grażyna, która centymetr po centymetrze macała legijne flagi. Kiedy przyszło do sprawdzenia trzeciej – „Mocno Legia” – Grażynce zapaliła się lampka – coś, do czego można się przypier…ić. „Tu jest podwójne zszycie” – zakrzyknęła w stronę swoich przełożonych, po czym do komisyjnej weryfikacji przystępowały kolejne barany w żółtych kubrakach. Właściwie od razu można było podejrzewać, że na tym właśnie zakończył się nasz wyjazd do Białegostoku. 

Była godzina 16:50, kiedy rozpoczęto sprawdzanie flag. Na sektorze znajdowało się ok. 150 osób z Warszawy. Do flagi „Mocno Legia” wzywane były kolejne coraz to bardziej doświadczone krawcowe, które ocenić miały ścieg znajdujący się na wysokości buldoga, znajdującego się na legijnym płótnie. Flagę sprawdzano pod słońce, przeglądano z każdej możliwej strony, ale białostockie komisje śledcze wydały wyrok – flagę należy rozciąć, aby sprawdzić, czy na pewno nic w jej środku się nie znajduje. Dość powiedzieć, że flagi Jagiellonii, które – posłużmy się tutaj wersją klubu z Białorusi – „zostały utracone w wyniku przestępstwa w maju 2013 roku”, w żaden sposób nie zmieściłyby się na powierzchni buldoga z płótna „Mocno Legia”. Absurdalność sytuacji potęgował fakt, że gdyby obecne na miejscu służby, miały choćby cień przekonania, że „w buldogu” zaszyta jest białostocka flaga, z pewnością próbowałyby odebrać płótno „Mocno Legia”, by zabezpieczyć dowód we wciąż nieumorzonej sprawie. 

Ostatnie dyskusje i kolejne przeglądanie legijnej flagi miały miejsce około godziny 18, kiedy spotkanie rozpoczynało się. Na parkingu pozostało tymczasem jeszcze kilkuset kibiców naszego klubu oraz nasze zgody (wpuszczanie kibiców zakończyło się o 16:50, wraz z rozpoczęciem sprawdzania flag). Organizatorzy meczu zdania nie zmienili, więc nie pozostało nam nic innego, jak wcześniejszy powrót do Warszawy. Rozpruwanie flagi, która dla każdej grupy kibiców jest największą świętością, z powodu widzimisię jakiegoś idioty z ochrony lub pozostawienie flag w „depozycie” nie jest dla nas akceptowalne.

Fani, którzy mieli okazję wejść na stadion, ruszyli do wyjść. Przed godziną 19 pod stadion podstawione zostały autobusy przegubowe, którymi zostaliśmy przewiezieni (o dziwo tym razem kierowcy jechali już z normalną prędkością) do Niewodnicy. Warto dodać, że spora grupa białostockich kibiców całą pierwszą połowę spędziła za swoim sektorem, obserwując to co działo się na przy stadionowym parkingu. Oczywiście nie obeszło się bez sporadycznej wymiany uprzejmości z tymi, których od najmłodszych lat dotykał brat.

Mecz na trybunach obejrzał komplet publiczności. Pod koniec spotkania miejscowi wywiesili transparent skierowany do nowego trenera Legii – „Romeo chciał młodą Julię, a wybrał starą ku*wę”.

Fani z Łazienkowskiej zdecydowanie wcześniej niż pierwotnie planowano, wrócili do Warszawy. Białostocki klub wspierany dzielnie przez milicję i wojewodę oraz Komisję Ligi, już kilka razy odkładał w czasie nasz przyjazd na stadion Jagiellonii. Tym razem, przez kolejny numer, udało się im zyskać kolejnych kilka miesięcy spokoju. Możemy podejrzewać, że gdy znowu jakimś cudem uda się nam ruszyć na Podlasie, białoruskie krawcowe sprawdzać będą podszewki w legijnej odzieży, a szewcy – stan podeszew w obuwiu.

W najbliższą niedzielę czeka nas wyjazdowe spotkanie z Lechem, a następnie dwutygodniowa przerwa na kadrę, którą najlepiej wykorzystać na wspieranie sekcji – idealnym wydaje się inauguracyjny mecz koszykarzy w ekstraklasie, zaplanowany 7 października na Torwarze.

 

Jagiellonia Białystok:

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments