Legia Warszawa – Widzew Łódź 24.02.2023

Po 10-letnien przerwie wrócił polski klasyk na Łazienkowską, Legia Warszawa na własnym stadionie podejmowała drużynę Widzewa Łódź. Tego dnia na stadionie pojawiło się 27 522 kibiców, z czego aż 1751 stanowili przyjezdni, którzy do Warszawy dotarli dwoma specjalami.

Obie ekipy podczas spotkania zaprezentowały oprawy, Legioniści dodatkowo odpalili rekordowe racowisko w wykonaniu blisko 170 zamaskowanych postaci. Niestety przez szczegółowe kontrole na wejściu na sektor gości zawiniętych zostało 44 Widzewiaków, którzy trafili na dołek. Więcej dowiemy się z obszernych relacji samych zainteresowanych.

 

Nieznani Sprawcy:

Drodzy Kibice!

Chcieliśmy Wam serdecznie podziękować za piątkowy wieczór. Za wszelką pomoc, na jaką mogliśmy liczyć z Waszej strony. Mamy nadzieje, że Wam się podobało. Wiadomo, że niedosyt pozostał. Trochę jak na rodzinnym obiedzie przy niedzieli. Miska rosołu ojebana, dwa schabowe na smalcu, kilo ziemniaków, pół kilo koperku i czekacie na wielki kawał świeżej szarlotki, którą już pachnie z kuchni. A tu teściowa się wywaliła o skrzynkę z pustymi butelkami po piwie i niestety 2:2. Ale takie jest życie: nie zawsze będziemy żreć ciepłą szarlotkę, czasem schabowe muszą wystarczyć.

 

Piłkarze walczyli na boisku jak teściu o ostatnią puszkę browaru z wujem, więc pretensji mieć nie wypada. Na trybunach razem zrobiliśmy co się dało, więc z pewnością nie ma co narzekać. Oprawa jaka była każdy widział, rekordowe racowisko jeśli chodzi o ruch ultras na Legii w wykonaniu blisko 170 zamaskowanych postaci też. Jeszcze raz szczerze i z serca dziękujemy!

 

Relacja Legii Warszawa:

Ponad 10 lat minęło od ostatniego meczu Legii z Widzewem przy Łazienkowskiej. I chociaż w międzyczasie RTS pojawiał się na naszym stadionie wspierając swoje zgody z Krakowa, czy Chorzowa, my zaś obecni byliśmy na wyjazdowych meczach w Pucharze Polski (a w tym sezonie również w lidze), to dekada bez meczu z jednym z największych wrogów (dla obu stron) sprawiła, że wszyscy czekali na mecz ligowy bardziej niż zazwyczaj.

Sporo wcześniej pewne było, że na trybunach zgromadzi się komplet widzów. Wejściówki na Żyletę wyprzedane zostały jako pierwsze. Szybko schodziły również bilety na pozostałe sektory i kilka dni przed meczem ogłoszono brak biletów. Przed spotkaniem przypomniano o możliwości przepisywania miejsc z karnetów – z czego część nieobecnych karneciarzy skorzystała. Warto o tym pamiętać również przy okazji kolejnych meczów.

 

Widzewiacy do Warszawy przyjechali dwoma pociągami specjalnymi, które wyjątkowo kończyły trasę nie na dworcu Warszawa Zachodnia, a na dworcu Warszawa Gdańska. Stamtąd RTS przewieziony został pięcioma autobusami na dwie tury. Kilkaset osób z widzewskich FC oraz ich zgody podróżowały gazikami. Na stadionie przyjezdni zameldowali się przed pierwszym gwizdkiem w komplecie. W sektorze gości wywiesili 14 flag (część oflagowania zmieniona w przerwie), m.in. Czerwona armia Widzewa, Widzewiacy, RB, Żyrardów, Skierniewice, Zelów, Rawa Maz., WFCG, Łowicz, a także transparent dla kibiców Ruchu. Widzew wykorzystał przyznaną im pulę biletów (1730), a wraz z nimi na sektorze obecne delegacje Wisły, Ruchu i Elany. Wiadomo, że 43 osoby z tej grupy zostały przed meczem zawinięte.

Ze względu na 29 tysięcy sprzedanych biletów, można się było spodziewać tłoku przy wejściu na stadion, w związku z tym wiele osób wzięło sobie do serca apele o możliwie wcześniejsze przybycie na Łazienkowską. Stadion już 30 minut przed meczem prezentował się okazale, a Żyleta nabita była do granic możliwości (oficjalnie ponad 8 tys. osób na naszej trybunie). Przy wejściu na stadion prowadzona była zbiórka na oprawy. A, że naprawdę warto sięgnąć głębiej do kieszeni, by wesprzeć legijny ruch ultras, pokazali kolejny raz Nieznani Sprawcy, prezentując konkretne prezentacje w trakcie meczu.

 

Doping w piątkowy wieczór, pomimo sporych problemów z nagłośnieniem dolnego sektora Żylety, był taki, jaki powinien mieć miejsce na każdym meczu. Nikogo nie trzeba było mobilizować do pełnego zaangażowania. Dzięki braku przerw pomiędzy pieśniami, przyjezdni – pomimo również niezłego dopingu – na Żylecie byli prawie niesłyszalni. Oczywiście nie mogło zabraknąć obustronnych uprzejmości. Przy okazji takich meczów to rzecz wręcz obowiązkowa. Nie trzeba nawet przywoływać wszystkich okazjonalnych przyśpiewek, bo właściwie cały repertuar anty-widzewski został zaprezentowany, wraz z „pozdrowieniami” dla Wisły i Ruchu. To zupełnie inny ciężar gatunkowy dla wszystkich kibiców z miejscowości, gdzie każdego dnia toczy się wojna.

Jako że niedawno minął rok od rozpoczęcia wojny na Ukrainie, na Żylecie wywieszony został (nie po raz pierwszy zresztą) transparent „Putin ch…”.

 

Pierwsza oprawa legionistów zaprezentowana została na wyjście piłkarzy. Z dachu zjechała postać kobiety (z logo amerykańskiej wytwórni filmowej Columbia Pictures), z wyciągniętą do góry – niczym Statua Wolności – prawą dłonią trzymającą pochodnię. Żyletę przykryła malowana sektorówka, łącząca się z wysokim transparentem na dole w czerwono-biało-zielonych barwach z hasłem „ULTRAS” (czcionka również z filmowej czołówki Columbia Pictures). Całość uzupełniły race odpalone na dachu idealnie wkomponowujące się pochodnię. Przesłanie choreografii interpretować można jako odniesienie się do wolności dla ruchu ultras („Liberta per gli ultras”). Nieznani Sprawcy kolejny raz pokazali taki poziom, z którym nikt w Polsce nie jest w stanie konkurować.

 

Już w 18. minucie nasz stadion eksplodował po raz pierwszy – radość po bramce Wszołka była ogromna i jeszcze bardziej zmobilizowała nas do głośnych śpiewów. Na murawie przez 90 minut widać było pełne zaangażowanie w myśl hasła „Legia walcząca do końca”. Możemy żałować jedynie, że za walecznością nie szła w parze skuteczność, bowiem legioniści zmarnowali kilka świetnych okazji do podwyższenia wyniku, co zemściło się w 70. minucie, gdy do remisu doprowadził Hansen. Po stracie bramki chcieliśmy od razu ponieść zawodników do dalszych ataków pieśnią „Nie poddawaj się…”. I po zaledwie sześciu minutach, piłka wpadła do bramki przed Żyletą, a radości nie było końca.

 

Niestety gracze z Łodzi nie zamierzali poddawać się i w dość przypadkowy sposób, doprowadzili do wyrównania kilka minut przed końcowym gwizdkiem. Wtedy po raz drugi ruszyliśmy z „Nie poddawaj się…”, a nasi gracze stworzyli sobie parę naprawdę doskonałych okazji do zdobycia gola. Najlepsza miała miejsce po strzale przewrotką Sokołowskiego. Wszyscy widzieliśmy już piłkę w siatce, ale ta jednak minęła słupek o centymetry.

 

Widzewiacy w drugiej połowie zaprezentowali oprawę – malowaną sektorówkę przedstawiającą postać kibica uderzającego dłonią w pierś z herbem swojego klubu oraz bardzo słabo widoczny transparent „Ten złoty herb” + później „ty z dumą noś”. Kiedy po kilku minutach sektorówka zjechała, RTS odpalił na dolnej kondygnacji sektora gości kilka petard i parędziesiąt stroboskopów. Całość zaś uzupełniły dwa transparenty (również słabo widoczne) tworzące hasło „I nie pozwól by obrażał go ktoś”.

Po prezentacji gości miał miejsce konkretny pokaz pirotechniczny w wykonaniu fanatyków Legii. Było to największe racowisko zaprezentowane na naszym stadionie – na całej Żylecie zapłonęło ok. 320 rac pośród pięknie powiewających wielu, wielu flag na kijach (te powiewały przez całą drugą połowę).

Niestety mecz, w którym zdecydowanie przeważali nasi gracze, zakończył się remisem 2-2, ale za poświęcenie i walkę podziękowaliśmy graczom z eLką na piersi. „Hej Legio, dzięki za walkę” – niosło się pod ich adresem, kiedy przybyli pod Żyletę. Chwilę później skandowaliśmy „Żyleta jest zawsze z Wami”, a także skandowaliśmy imię i nazwisko naszego wychowanka, który przeszedł długą i krętą drogę by wejść do pierwszego składu Legii – Patryka Sokołowskiego. Widać było, że to wiele dla niego znaczyło.

Kibiców gości pożegnaliśmy pieśniami „Je…ć łódzki Widzew…” oraz „Koniec wesela, wracajcie do Izraela”. Przyjezdni jeszcze długo musieli oczekiwać na opuszczenie stadionu i powrót do swojej ojczyzny. Pod koniec spotkania widzewiacy spalili na płocie jakieś pojedyncze zdobyczne barwy, które po chwili zaczęli gasić strażacy.

Przed nami wtorkowy mecz z Lechią Zielona Góra w 1/4 finału Pucharu Polski, na którym obecnych będzie 5 tysięcy kibiców. Organizatorzy przyznali nam 250 biletów w chorych cenach (90 zł). Za tydzień niestety nie dane nam będzie pojechać do Zabrza, bowiem Górnik postanowił zamknąć sektor gości ze względu na planowane wyburzanie czwartej trybuny, choć obecnie dopiero zakończono przetarg i żadnych prac jeszcze nie rozpoczęto.

P.S. Na Żylecie wywieszone zostały transparenty „Trzymaj się Kazik, trzymaj się Bartek!!!”, „Arek do końca” i „Czerwus PDW”.

 

Ultras Widzew:

Na największy Polski klasyk, wybrało się blisko 1800 fanatyków Widzewa – podróżując dwoma pociągami specjalnymi. W tę liczbę wliczają się fanatycy Ruchu Chorzów oraz Toruńskiej Elany, za co bardzo im z tego miejsca dziękujemy.

 

Po dotarciu pod bramki przy Łazienkowskiej, milicja rozpoczyna prawdziwe show. Czego skutkiem jest zawinięcie 44 osób, które ten wieczór kończą na dołkach. Metody oraz powody zatrzymywania przypominały pracę ZOMO i widać było, że komuś bardzo zależało na zrobieniu tego dnia dużych statystyk. Ostatecznie na sektor gości wchodzi 1751 reprezentantów Widzewa. Wykupione wszystkie bilety, dwie oprawy oraz pełna nienawiść ze strony warszawiaków – zwiastuje tylko jedno, przyjechała Czerwona Armia Widzewa.

Z naszej strony tego dnia prezentujemy oprawę, na którą składają się cztery transparenty oraz sektorówka przedstawiająca Widzewskiego fanatyka. Na transach powstaje hasło: „Ten złoty herb, ty z dumą noś… I nie pozwól by – obrażał go ktoś.” Całość choreografii dopełniają niestety same stroboskopy, które jako jedyne dotrzymały widzewiakom towarzystwa. Wokalnie stoimy na naprawdę niezłym poziomie, kilka razy przebijając się przez pełen stadion gospodarzy. Mamy ze sobą tego dnia dwanaście flag, a większość sektora widnieje w pięknych czerwonych barwach.

 

Piłkarze ostatecznie remisują 2:2, podtrzymując przy tym bardzo dobrą grę. Jako kibice, jesteśmy dumni, że w końcu po wielu latach doczekaliśmy się zespołu, który wkłada w każdy mecz całe swoje serducho. Nie nakręcamy się i nie pompujemy balonika, ale czujemy, że dzięki trenerowi Niedźwiedziowi, sztabowi, działaczom oraz całej widzewskiej społeczności – wspólnie zbudowaliśmy całkiem niezłą ekipę, która może sporo namieszać.

Do domów wracamy około 5 nad ranem, między innymi dzięki prowadzeniu nas przez 16 km na około Warszawy do dworca oraz nieudolności policjantów, którzy nie rozróżniają ludzi jadących w pierwszym a drugim pociągu – niby ma cztery łapy, a umie liczyć tylko do jednego.

CZERWONA ARMIA WIDZEWA

 

guest

5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments