Legia Warszawa – Lech Poznań 17.05.2017

Mecz pomiędzy Legią Warszawa i Lechem Poznań przyciągnął na trybuny stadionu przy Ł3 28 820 kibiców. Legioniści zaprezentowali dwie oprawy i przez całe spotkanie prowadzili dobry doping. Na sektorze gości zasiadło 880 kibiców Lecha, którzy przyozdobili sektor 5 flagami.

Relacja Legionistów:
W środowy wieczór wszystko ułożyło się tak jak byśmy sobie tego życzyli i na 2,5 tygodnia przed końcem rozgrywek, jesteśmy już jedną nogą na Starówce. Mecz z Lechem był niesamowity pod każdym względem – nie tylko pewnie wygrali piłkarze, ale także na trybunach było wręcz doskonale. Oprawy Nieznanych Sprawców to od dawna ścisła światowa czołówka, a w środę mieliśmy okazję zobaczyć prawdopodobnie najlepszą kartoniadę na trzy trybuny.

Zainteresowanie meczem z Lechem było spore i właściwie niedługo po rozpoczęciu sprzedaży wejściówek na ten mecz, nie było już wolnych miejsc. Tak powinno być jednak na każdym spotkaniu, bez względu na termin, czy rywala. Ci, którzy przespali sprzedaż biletów, mogli później jedynie czatować na zwroty, których jednak nie było zbyt wiele.

W dniu meczu korki na drogach dojazdowych zaczynały się wcześniej niż zwykle, a to dlatego, że legioniści już wcześniej apelowali, by na trybunach zająć miejsca najpóźniej 45 minut przed rozpoczęciem spotkania. Wszystko po to, by nie było spacerów z przygotowanymi kartonikami. Przy wejściu na stadion każdy z kibiców mógł wesprzeć inicjatywę SKLW i Dobrych Ludzi, którzy rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na nową karetkę dla Centrum Zdrowia Dziecka. Ci, którzy nie mieli możliwości wrzucenia do puszki, mogą dokonać przelewu na konto: 15 1090 2590 0000 0001 3452 8445 (Bank Zachodni WBK S.A, Fundacja For Life), z dopiskiem Dobrzy Ludzie – kibice Legii dzieciom „karetka dla CZD”.

Lechici przyjechali do Warszawy pociągiem specjalnym w przeciętnej liczbie, 880 osób. Byli ze sporym zapasem czasowym, ale oflagowanie zaczęli wywieszać dopiero tuż przed meczem. W sektorze gości wywiesili 5 flag – „Legion Piła”, „Veni Vidi Vici”, „Lech Poznań”, „Lubusk FC”, „Koło” oraz dwa płótna poświęcone zmarłym kolegom – „Damanek” i „Grzechu”. Trzeba przyznać, że zaprezentowali się wyjątkowo słabo pod każdym względem – liczby, dopingu i oprawy (brak). Niektórzy podejrzewali, że lechici po meczu kolejny raz tłumaczyć się będą, że przygotowana choreografia nie doszła do skutku ze względu na niekorzystny wynik.

Cały stadion sporo przed meczem prezentował się znakomicie – konkretnie nabita Żyleta, wszyscy na biało i z mega mocą. Na wyjście piłkarzy zaprezentowana została oprawa na trzech trybunach. Kartoniada tworzyła eLkę w kółeczku oraz czarny napis „Nie poddawaj się”. Całość wyszła doskonale – tak dobrze prezentującego się napisu na trzech trybunach jeszcze w naszym kraju nie zaprezentował nikt. Ale w końcu nie na darmo numerem jeden na scenie ultras jesteśmy właśnie my.

Koncert tego dnia rozpoczęliśmy od „Nie poddawaj się”, które wychodziło naprawdę kozacko. Legioniści bardzo szybko wyszli na prowadzenie, a cały stadion eksplodował. Nie licząc może grupki poznaniaków, którzy chyba na myśl o kolejnej wizycie w naszym mieście dostają dreszczy. Wysoki od początku poziom decybeli wzrósł jeszcze bardziej. Podobnie jak na meczu z Termaliką, zaśpiewaliśmy dobrze znaną pieśń na dwie strony, przy czym ta, która „wchodziła” – wstawała z krzesełek z szalikami powiewającymi nad głowami. Przerwy pomiędzy poszczególnymi pieśniami były ograniczone do minimum, ale tego dnia byliśmy tak naładowani, że odpoczynek nie był nam potrzebny.

Już w 30. minucie spotkania zaprezentowaliśmy drugą tego dnia oprawę. Na dole rozciągnięty został spory, malowany transparent z hasłem „Przyświecają nam najwyższe cele”, z góry zjechała sektorówka przedstawiająca trzymany w dłoniach złoty puchar z wygrawerowanym napisem „Mistrz Polski 2017”. Cały stadion odśpiewał „Mistrzem Polski jest Legia”, po czym wspomniany napis został elegancko podświetlony kilkudziesięcioma racami. Super efekt.

W drugiej połowie pożegnaliśmy schodzącego z boiska „Gui”, przeciągłym „Giiiilerme, Giiiiilerme”, a chwilę później witaliśmy na placu Michała Kucharczyka pieśnią „Kuchy king, Kuchy king…”. I właśnie „Kuchy” kilka minut później ustalił wynik meczu na 2-0, a nasza radość nie miała końca. Ludzie padali sobie w ramiona, zbijane były piątki, i dopiero po kilkudziesięciu sekundach szalonej radości, wróciliśmy do równego dopingu. Śpiewając „Kuchy king”, na część strzelca drugiej bramki. Wydawało się, że poznaniacy nie byli zbytnio zadowoleni z wyniku i jakby trochę zmarkotnieli. Najpierw zapytaliśmy kulturalnie „Hej k… coście tak cicho?”, ale jako, że odpowiedzi nie doczekaliśmy się, nastąpiło kolejne pytanie – „Powiedz czy boli, jak Legia w dupę pier…?”.

Dodać należy, że liczba uprzejmości – przynajmniej z naszej strony, bo lechitów usłyszeć były trudno – była ograniczona do minimum. Z poznańskich grajków obrywało się głównie Trałce. W ostatnich minutach nasz doping był na mega obrotach i trudno się dziwić. W końcu wróciliśmy na pierwsze miejsce w tabeli i chyba nikt nie wyobraża sobie, byśmy po meczu z Lechią 4 czerwca nie udali się na Starówkę świętować kolejnego mistrzostwa. Zanim jednak to nastąpi, czeka nas wyjazdowe spotkanie w Kielcach. Na najbliższy wyjazd do Białegostoku, niestety po raz szósty z kolei nie będziemy mogli się udać z powodu zakazu za racowisko na meczu z Wisłą.

Legia Warszawa:






Lech Poznań:

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments