Legia Warszawa – Górnik Zabrze 19.11.2017

Relacja Legionistów:

Już dawno mecz Legii z Górnikiem nie wzbudzał takiego zainteresowania jak w niedzielny, listopadowy wieczór. Wiadomo już, że spotkanie – bez względu na konsekwencje – na długo zapisze się w historii ruchu u(L)tras. Nieznani Sprawcy kolejny raz udowodnili wszystkim, że nie mają sobie równych w Polsce, a i w Europie niewiele ekip może pokusić się o tak efektowne prezentacje.

Od początku sprzedaży biletów spotkanie cieszyło się sporym zainteresowaniem. Zabrzanie w dwa dni wyprzedali przyznaną im pulę wejściówek. Legioniści też odpowiednio wcześniej wykupili wszystkie bilety i tym bardziej dziwi oficjalna frekwencja podana w trakcie spotkania. Na trybunach stawiło się 25 tysięcy widzów, czyli – odliczając puste bufory – ok. 5 tysięcy osób mniej niż wynosi pojemność obiektu. Przed meczem legioniści przeprowadzili kolejną zbiórkę dla psów ze schronisk, zbierali także fundusze na zakup karetki dla Centrum Zdrowia Dziecka, a przy wejściu na stadion – na kolejne oprawy. 

 

Zabrzanie bez oprawy
Zgodnie z apelem Nieznanych Sprawców tego dnia fanatycy przychodzili na stadion odpowiednio wcześniej. W sektorze gości szybko stawiła się grupa zabrzan, która miała trochę problemów organizacyjnych. Początkowo fani KSG mieli podróżować pociągiem specjalnym, później przyszły problemy z PKP, aż w końcu część górników przyjechała pociągiem, część zaś autokarami. W sektorze goście wywiesili 11 flag, w tym płótno GKS-u Katowice. W pierwszej połowie przez pewien czas wisiał także transparent „Sosnowieckie śmiecie, bramki kuR…om sprzedajecie”. Później jeszcze wywiesili płótno „Jabko, Graba PDW”. Goście prowadzili doping przez całe spotkanie, raz nawet cieszyli się ze strzelonej bramki, ale kilkadziesiąt sekund później zrzedły im miny, gdy po analizie VAR arbiter gola anulował. Największą niespodzianką był fakt, że górnicy, którzy konkretnie wypełnili sektor gości nie zaprezentowali żadnej oprawy i nie odpalili żadnego piro. W drugiej połowie pobawili się przez chwilę gaśnicą, po czym potraktowani zostali przez ochronę gazem.

 

Je…ć Górnik jak za dawnych lat!
„Staruch”, który po paru meczach przerwy znów pojawił się na gnieździe, przed rozpoczęciem spotkania robił wszystko, by odpowiednio zmobilizować każdego z nas do maksymalnego wysiłku. Chyba się udało, bo pod względem dopingu było piekielnie. Na tyle, że dobrze dysponowani wokalnie goście, nie byli w stanie przebić się przez nasz śpiew ani razu. Nie licząc oczywiście przedmeczowej wymiany uprzejmości, której oczywiście nie mogło zabraknąć. „Hej k…y, śmiecie, wszyscy w kopalni zginiecie” – skandowali legioniści. Kiedy przyjezdni próbowali jakichś niezrozumiałych odpowiedzi, usłyszeli z kolei „Hej k…y, śmiecie, czy wy po polsku umiecie?”. Najczęściej jednak śpiewaną pieśnią była ta, przy której bawiliśmy się już przy okazji ostatniego wyjazdu do Zabrza – „Je…ć Górnik jak za dawnych lat, jak za dawnych lat, jak za dawnych lat”.

 

Fanatyzm odbijający się szerokim echem
Pierwsza choreografia została zaprezentowana na wyjście piłkarzy. Podczas wykonania „Mistrzem Polski jest Legia”, na Żylecie zaprezentowana została kartoniada „Fanatyzm”, przy czym litery zaprezentowane na górnej kondygnacji naszej trybuny, miały lustrzane odbicie na dolnej. Do czego odnosił się m.in. wywieszony poniżej transparent „Odbijający się szerokim echem”. Klasa, szczególnie kapitalnie widoczne z górnych rzędów trybuny południowej! Całość dopełniły odpalone na górze ognie wrocławskie.

 

Przedwczesna radość zabrzan
Po kwadransie gry piłkarze gości umieścili piłkę w bramce Legii. Radość przyjezdnych była olbrzymia, ale na szczęście dość krótka. Po mniej więcej minucie arbiter na podstawie analizy VAR bramki nie uznał, co oczywiście spowodowało nie mniejszą radość z naszej strony oraz okrzyki „Taki ch…, taki ch…” w stronę przyjezdnych. Po kolejnym kwadransie nastąpiła zupełnie nieplanowana przerwa w grze.

 

Wystrzałowy pokaz pirotechniczny
Zaczęło się od czerwonych, białych i zielonych świec dymnych odpalonych na dole Żylety. Po odliczaniu od 10 do 1, na górze odpalone zostały race, ognie wrocławskie, stroboskopy, a niesamowity efekt dawały odpalone w pierwszym rzędzie – konkretne wyrzutnie, wielokrotnie mocniejsze niż używane przed laty ognie rzymskie. Efekt był niesamowity, a palone przez kilka minut piro sprawiło, że spotkanie zostało przerwane na około 10 minut.

 

Do końca!
Pierwsza połowa przedłużyła się dość znacznie, ale jak się później okazało, nie była to najdłuższa przerwa w meczu tego wieczora. Kolejna prezentacja legionistów miała bowiem miejsce około 65. minuty meczu. Najpierw z góry Żylety zjechała przykrywająca niemal całą trybunę malowana sektorówka przedstawiająca mknącego husarza na koniu i hasło „Do końca!”. Wykonanie – mistrzostwo świata. To był jednak dopiero początek trzeciej tego dnia prezentacji. Po chwili na górze odpalone zostały stroboskopy i ognie wrocławskie. Kiedy flaga zaczęła odkrywać trybunę najbardziej zagorzałych fanatyków z Łazienkowskiej, odpalone zostały setki rac i kolejna porcja strobo. Właściwie przez kolejnych kilka minut race odpalane były raz za razem – z taką intensywnością piro na naszym nowym stadionie nie mieliśmy do czynienia jeszcze nigdy. 

 

Najdłuższy pokaz pirotechniczny
Przerwa w meczu wydłużyła się dość znacznie – do dobrych kilkunastu minut, pomimo że były momenty, że widoczność była wystarczająca, by wznowić spotkanie. Spikerzy ostrzegali tymczasem, że mecz może zostać zweryfikowany jako walkower na korzyść Górnika, ale chyba mało kto wierzył w taki właśnie scenariusz. Piro palone było dalej, a zawodnicy w końcu wrócili na boisko. Po wznowieniu gry odpalonych zostało jeszcze dosłownie kilka rac i na tym zakończył się najdłuższy w historii legijnego ruchu ultras pokaz pirotechniczny.

W czwartej tego dnia części spotkania nasi piłkarze walczyli na całego – zgodnie z hasłem oprawy do końca! Ambitna postawa została nagrodzona bramką strzeloną kilka minut przed końcem. Ależ to była radość na trybunach! Chwilę później dopiero fani zaczęli zastanawiać się, ile czasu pozostało do końca meczu, bowiem telebimy już od dawna wskazywały 90. minutę, bo w trakcie przerwy czas nie został bowiem zatrzymany.

W ostatnich minutach, choć piro na trybunach już nie płonęło, był prawdziwy ogień! W końcu doping na jaki nas stać. Do tego taki, do którego przyłączały się wszystkie trybuny. Dość powiedzieć, że udało się nawet poderwać kibiców z trybuny zachodniej. Po końcowym gwizdku śpiewaliśmy jeszcze dobrych kilka minut, dziękując piłkarzom za wygraną oklaskami. Zabrzanie w stronę swoich graczy skandowali „Górnicy dzięki za walkę” i „byliście lepsi”. My zaś mogliśmy zaśpiewać „W Warszawie mamy lidera!”.

Jedno jest pewne – w niedzielę przy Łazienkowskiej byliśmy świadkami niezapomnianego widowiska. Fanatyzmu, który z pewnością odbije się szerokim echem nie tylko w kraju, ale i na świecie. Oby tylko Komisja Ligi dostrzegła piękno pracy legijnych ultrasów 🙂

P.S. Na Żylecie wywieszone zostały transparenty „Zbylu, trzymaj się! PDW”, „Wojtek, Nari – Olimpia PDW” oraz „Fabi, jesteśmy z Tobą! NS”.

 

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments