Lech Poznań – Arka Gdynia 25.09.2016

Relacja Lecha:
Weekend 20-lecia zgody za nami! Poznań od piątku pełen był łączonych grup kibiców, którzy świętowali dwie dekady trwania sztamy Arki i Lecha.

Niesamowity czas w kibicowskim klimacie zgodowym przeżyli Arkowcy, którzy począwszy od wsparcia nas na naszym meczu w Gdańsku (około 200 osób), przez kolejny tydzień: podejmowali u siebie w lidze Cracovię, na wyjeździe w Pucharze Polski KSZO, a potem stawili się u nas w Poznaniu, by w niedzielę razem z nami bawić się właśnie na meczu 20-lecia naszej zgody. Nałogowcy mogli jeszcze w sobotę, jadąc z Ostrowca Świętokrzyskiego zahaczyć o Lubin, gdzie Zagłębie podejmowało Cracovię. Arkowcy przybyli do Poznania w trudnej do dokładnego oszacowania liczbie, która oscylowała prawdopodobnie w okolicach 700 osób. Początkowo mieli jechać specjalem, ale odwołali go i wszyscy przyjechali własnym transportem. Na meczu byli z nami wymieszani, ale głównie zajęli bok Kotła od strony trybuny imienia Teodora Anioły. Na płocie Kotła widniała jedna flaga Arki, jedna łączona FC Kuźnica oraz transparent „Cezar PDW”. Poza tym na płocie była także flaga KSZO, które również w weekend zabawiło w Poznaniu w kilkanaście osób.

My tymczasem po udanej mobilizacji na mecz z Pogonią, mieliśmy świetną motywację, by odpowiednio uczcić i przeżyć kolejne spotkanie domowe. Tym razem większa akcja mobilizacyjna nie była potrzebna, bo sam jubileusz zwiastował, że mecz ten będzie szczególny. Dodatkowo po raz kolejny przeprowadzono akcję „Kibicuj z klasą”, dzięki której zorganizowane grupy dzieciaków mogły zasiąść na stadionie. Ich liczebność była rekordowa i sięgała niemal 19 tysięcy. W sumie na trybunach zgromadziło się 39539 osób co jest liczbą oszałamiającą. Dość powiedzieć, że taka frekwencja w ostatnich latach padała tylko na ligowych klasykach z Legią lub meczu mistrzowskim z GTSem na koniec kampanii 2014/15.

Nawet odliczając dzieciaki, frekwencja przebiła poziom 20 tysięcy osób, co jeszcze niedawno było nieosiągalną barierą. Piłkarska bryndza i minimalizm klubu skutecznie ustabilizowały frekwencję na słabym poziomie 10 tysięcy najwierniejszych kibiców, którzy pokazali tym samym, że będą z Lechem zawsze. Ostatnimi dwoma meczami pokazaliśmy również, że będziemy walczyć o Lecha dla siebie, o własne wspomnienia, przeżycia i piękne chwile na naszych w końcu trybunach. To wysiłkiem fanatyków i ich oddolna pracą udało się zmobilizować nasze środowisko najpierw na mecz z Pogonią, a teraz na mecz z Arką. Klub poza akcją dla dzieciaków (kiedyś wymyślona oczywiście przez kiboli i przejętą przez supermarketingowców z klubowych gabinetów) łaskawie przypomniał tylko o dość zawiłej promocji przysługującej karnetowiczom. Tak więc jak zawsze to bywało – ponownie to kibolstwo dało impuls i zaczęło działać, by mecze w Poznaniu odzyskały dawny blask i budziły emocje.

Tak było w niedzielę i właściwie przez cały weekend, kiedy połączone siły gdyńsko-poznańskie umacniały zgodę i niecierpliwie czekały na niedzielny wieczór. W mieście działo się sporo – zgodowych imprez i melanży nie sposób było zliczyć, podobnie jak historii z nich, które potem w dniu meczu przewijały się w tysiącach rozmów. Świętowanie odbywało się na każdej płaszczyźnie, choćby w Pile powstał okolicznościowy graf. Mecz poprzedził dodatkowo wspólny, zgodowy przemarsz, który własnymi siłami zorganizowaliśmy oczywiście sami jako kibice. Przemarsz ruszył trochę po godzinie 16tej z Ronda Przybyszewskiego, a na jego czele widniała łączona flaga „Lech&Arka”, która cały mecz znajdowała się w centralnym punkcie Kotła.

Gdy przemarsz dotarł pod stadion w końcu można było poczuć smak meczów na Bułgarskiej z wcześniejszych czasów – tłumy praktycznie wszędzie, kolejki do kołowrotków i wyczuwalna atmosfera, że zbliża się mecz – nie kolejny ligowy do odfajkowania – tylko szczególny, na który się czekało cały tydzień, od zakończenia spotkania w poprzedniej kolejce.

Stadion wewnątrz również prezentował się inaczej i lepiej, niż choćby podczas wakacyjnych spotkań, chociaż tradycyjnie wysoka frekwencja (w tym wielotysięczna widownia dziecięca, żywiołowo reagująca na wydarzenia boiskowe) sprawiała, że doping nie był tak wyraźny i równy jak przy widowni rzędu 15 tysięcy osób. Przede wszystkim wreszcie bardzo nabity był Kocioł, a którym też, jak zostało to wcześniej wspomniane miejsce zajęli Arkowcy.

Poza wspomnianymi płótnami zgód, płot i barierki Kotła przyozdobiły nasze flagi: „Kibolski Klub Sportowy”, „W Żyłach szlachetna krew”, „Extreme Hobby”, „Bułgarska”, „Forever Lech”, „Poznaniacy”, „Forza Lech”, „Lech Poznań”, „Kolejorz” i „Miasto Złą Sławą Owiane”. Na podeście widniała flaga z wizerunkiem śp. Grzegorza Bielawca. Na trybunie Teodora Anioły zaś, dodatkowo wisiała prezentowana po wielu latach flaga Ustronia Morskiego w związku z wewnętrzną fanklubową okazją.

Mecz rozpoczął się od oprawy, prezentowanej podczas wyjścia piłkarzy na boisko. W górę powędrowały kartony, które na piętrze utworzyły napis „Lech” i „Arka”, a na dole liczbę „20”, symbolizującą oczywiście czas trwania naszej sztamy. Tło odpowiadało barwom obydwu ekip, zaś piętra łączył transparent.

Po stronie „poznańskiej” widniało nasze kibolskie motto „Nigdy się nie poddawaj!”, zaś po stronie „gdyńskiej”, motto Arkowców: „Nigdy nie zostaniesz sam!” Na środku widniały herby obydwu klubów w wieńcu. Dolny płot przyozdobiony został wypełniającym materiałem.

Po prezentacji kartoniady, kocioł rozpoczął odliczanie i odpalone zostało w sumie 100 sztuk świec dymnych w barwach obydwu ekip. Kocioł oczywiście w trakcie oprawy prowadził już doping, a ten poza Kotarą i Klimą prowadził, podobnie jak na ostatnim meczu z Legią także Uszol.

Nie zabrakło więc nawiązań do starych czasów, przez odświeżenie dawnych przyśpiewek, skandowano także imię i nazwisko kibolskiej legendy Gdyni i całej polskiej sceny, czyli Zbigniewa Rybaka, bez którego do powstania naszej zgody by nie doszło. W drugiej połowie na podeście zagościli też prowadzący doping z Gdyni i bawiliśmy się wspólnie zarówno przy naszych jak i gdyńskich przyśpiewkach. Sporo było także dialogów z innymi trybunami, nie zabrakło podziału na dwie strony w Kotle, skakania za bary i dziczy.

Mimo meczu przyjaźni nie obyło się też bez sporej ilości bluzgów. Oczywiście skierowane były w stronę naszych wrogów, w szczególności Lechii Gdańsk, z którą Arkowcy zmierzą się w derbach za nieco ponad miesiąc. Na spore ilości pocisków załapała się tradycyjnie milicja, która po ostatnim meczu pokręciła jednego z ultrasów za pirotechnikę. Po wczorajszym meczu, smutni panowie mieli ochotę na kolejne łowy i obstawili wyjścia z Kotła, ale dzięki czujności i odpowiedniej reakcji Kocioł pozostał po meczu pełny, po czym wszyscy wyszli razem i pokrzyżowali plany spiętych służbistów.

Na szczególne joby załapał się też człowiek zajmujący stanowisko prezydenta miasta, który z każdym dniem coraz bardziej hańbi ten urząd i przynosi wstyd stolicy Wielkopolski. W weekend ulicami naszego miasta przemknęła zgraja sodomitów i innych dziwadeł, wśród których oczywiście maszerował Tęczowy Jacek. Co prawda, uczynił podobny gest już rok wcześniej, ale w tym roku propaganda towarzysząca temu wydarzeniu była wyjątkowo nachalna, a decyzją jego samego latarnie na ulicach w centrum oszpeciły tęczowe szmaty. Te na szczęście widoczne były tylko kilka godzin, bowiem w nocy zdmuchnął je wiatr normalności, napędzany głównie przez kibolskie środowisko. Haniebna postawa Tęczowego Jacka i wstyd przyniesiony naszemu miastu przez cały dotychczasowy okres tej nieszczęsnej kadencji były powodem do przeprosin, które musieli wystosować normalni Poznaniacy.

„Poznań przeprasza za Tęczowego Jacka” – taki transparent zagościł na piętrze Kotła w drugiej połowie, wraz z karykaturą naszego „antybohatera”. Nie zabrakło także sporej ilości bluzgów, które szybko podchwycił cały wypełniony niemal po brzegi stadion.

Mecz na świetnym kibicowskim poziomie rozczarował piłkarsko, aczkolwiek przy tej skali nakręcenia się wszystkich na stricte kibolskie emocje, a także mimo wszystko inna postawa zawodników sprawiły, że nikt ze stadionu nie wychodził zażenowany i wkurwiony, jak jeszcze jakiś, nieodległy czas temu.

Po końcowym gwizdku, tak jak wspomniano to wcześniej Kocioł nie pustoszał i czekał, aż wszyscy będą gotowi do opuszczenia trybuny. Czas ten upłynął na wspólnych zgodowych śpiewach, robieniu pamiątkowych fotek i dalszych wspólnych rozkminek i historii.

Na koniec meczu pozdrowiliśmy także Damiana Dardasa, który doznał w weekend poważnego wypadku i wiadomość ta zmroziła nasze środowisko. Niestety dzisiejszy dzień przyniósł najgorszą informację – Damian zmarł, co czyni bieżący miesiąc jednym z najczarniejszych w historii naszego środowiska.







BONUS:

[g]517[/g]

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments