Kiedyś to było! #9 Raków Częstochowa – Elana Toruń 17.10.1998

Kiedyś to było! Jest serią raportów meczowych zawierających archiwalne zdjęcia i relacje z szalonych lat ’90 i początku nowego millennium. Seria zaplanowana jest na bieżący okres, aby uzupełnić czas naszym czytelnikom przed wznowieniem ligowych rozgrywek. Zapewne odwiedza nas wielu starszych kibiców, którzy posiadają w swoich zbiorach archiwalne relacje i zdjęcia. Wszystkich, którzy chcą się podzielić swoimi materiałami na łamach naszego portalu zapraszamy do kontaktu.

Relacje w większości pochodzą z zinów wydawanych w danym okresie, wszystkie staramy się rzetelnie podpisać. Aby zachować klimat tamtych lat przepisywane przez nas relacje zostawiliśmy w oryginalnej formie, dlatego celowo mogą zawierać błędy w pisowni. Czekamy na Wasze komentarze na dole artykułu. Miłej lektury!


Raków Częstochowa – Elana Toruń 17.10.1998

 

Relacja Kibica Rakowa Częstochowa:

Czas taki, a nie inny, że możemy spokojnie powspominać jak to dawniej bywało. Cofniemy się dzisiaj do października 1998 roku, gdy Raków jako świeży spadkowicz z ligi grał na drugim poziomie rozgrywkowym. Piłkarsko czerwono-niebieskim nie wiodło się początkowo najlepiej. Kilka dni po odpadnięciu z Pucharu Polski z Widzewem na Limankę przyjechała Elana.

Torunianie nie byli jeszcze wtedy w gronie ekip szczególnie nielubianych na Rakowie, nawet mimo zgody z Krisbutem Myszków (pod takim szyldem funkcjonowali w owym czasie sympatycy Ruchu z Myszkowa). Niemniej był to jednak akurat okres, gdy w Częstochowie kibicowsko prezentowaliśmy się solidnie.

Inwazji nikt się nie spodziewał. Dość powiedzieć, że w drugiej kolejce graliśmy u siebie z MŻKS-em Myszków i w klatce pojawiło się 44 myszkowian plus 3 fanów Górnika Pszów. Nawet wolny termin nie sprawiał, że ktokolwiek spodziewał się jakiegoś najazdu ze strony Krisbutu. Przeczucia nie myliły.

Półtorej godziny przed meczem na stadionie namierzamy 3 osoby z Torunia. Zero agresji, jedynie luźne rozmowy. Chłopaki mieli dość luźne podejście do swojej „zgody”. W Myszkowie przed wyjazdem bawiła druga trójka fanów Elany, z którymi namierzeni torunianie byli w stałym kontakcie. Wprost nam relacjonowali, że na zbiórce na PKP w Myszkowie nie było wahadła, wobec czego Myszkowianie, których zebrało się 17 zaczęli robić rozpierduchę na dworcu. Wszystko po to zwrócić na siebie uwagę i dostać obstawę do Częstochowy. Udało im się.

W sektorze gości zasiadły w takim układzie 23 osoby, w tym 6 z Torunia a 17 z Myszkowa. Tak naprawdę nikt się nimi przejmował, bowiem Elana nie wzbudzała w nas żadnych emocji, a zniżać się do poziomu Myszkowa byłoby w tym dniu dla nas wstydem. Za bramką zbiera się nas ok. 400 głów. Na płocie w odpowiednim ułożeniu wisi przejęta jakiś czas temu flaga „Only CKM”.

Na meczu atmosfera wręcz kapitalna. Okazało się, że Raków potrafi grać w piłkę, a np. Bartek Wilk, który kilka dni wcześniej w Pucharze Polski nie wykorzystał dwóch rzutów karnych potrafi celnie strzelać z jedenastu metrów. Czerwono-niebiescy ogrywają Pierników 4-1. W niektórych odżyły nadzieje, że może to początek marszu do Ekstraklasy. Faktycznie później Raków zaczął regularnie punktować aplikując rywalom często po kilka goli, ale na wiosnę szybko wszystko popsuto. Wróbelki ćwierkały, że celowo, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

Okazało się, że ostatni gwizdek w tym dniu nie kończył emocji. Fani Rakowa z Północy nie wracali na dzielnicę jedną zwartą grupą, czego spodziewały się zapewne sąsiadki z Tysiąclecia. W nabitym autobusie 24 podróżowało kilkunastu Rakowiaków. Pod Montexem ustawiła się 10-osobowa ekipa AZS-u. Gdy ich zauważono z autobusu padła propozycja by pozwolili wysiąść, bowiem ciężko było się przebić przez tłum pasażerów. Agresorzy nie byli jednak w tym dniu zainteresowani konfrontacją, a mocną akcją psychologiczną.

Natychmiast od rympałów poleciały szyby, a do środka wrzucono butelkę z benzyną. Autobus szybko się zajął, jeszcze szybciej AZS zerwał się w osiedla – nim na dobrą sprawę ktokolwiek wydostał się z autobusu. Kierowca szybko zaczął gasić pożar, ale kilka osób zdążyło ucierpieć, w tym jeden z fanatyków Rakowa. To właśnie po tym meczu po medialnej histerii każdy z autobusów i tramwajów, którymi z Limanki wracali Rakowiacy zaczął dostawać regularnie ogon.

Akcja Strzępów była tak naprawdę ich gwoździem do trumny. To był krzyk rozpaczy, bo w miejskiej wojence nie wytrzymywali już narzuconego przez nas tempa (podobnie pozostałe trybiki antyrakowskiej koalicji). Taka akcja dwa miesiące po śmierci Widzewiaka na częstochowskiej berzie musiała skupić solidniejszą uwagę tych co nie trzeba. Każda grupa kibicowska w mieście miała już mocno pod górkę, ale prawda jest taka, że my wyszliśmy z tego najmniej ranni.

Prawo vendetty sprawiło, że w kolejnych miesiącach doprowadziliśmy na jakiś czas do całkowitego wykończenia rywali w mieście. Była to wojenka krwawa, w której często w użyciu była wszelaka broń biała. Dzisiaj z perspektywy czasu możemy się zastanawiać jak to oceniać – czy było to dobre czy złe, ale prawda jest taka, że bardzo skuteczne. To dzięki ówczesnej bezwzględności dzisiaj w barwach Rakowa można czuć się w swoim mieście bezpiecznie. Kto wie jakby było, gdyby nie ówczesna walka, i ta która miała miejsce trzy lata później, gdy nastąpił krótki renesans formy rywalek zza miedzy.

W mieście nie my pierwsi chwytaliśmy za niebezpieczne przedłużacze, ale my byliśmy bardziej zdeterminowani w walce. Dzisiaj ta cała tzw. Widzewska Częstochowa (której 70% nie stanowią w ogóle mieszkańcy naszego miasta) nie przedstawia żadnej siły bojowej o czym też stosunkowo niedawno sami się przekonali na swojej skórze. Dzisiaj Częstochowa jest monokulturowa i całkowicie zdominowana przez Raków. Będący w mniejszości odszczepieńcy nawet nie próbując myśleć o jakichkolwiek akcjach zaczepnych. I bardzo dobrze.

17 października 1998 r. nie po raz pierwszy fruwały w Częstochowie koktajle Mołotowa. Fruwały po raz ostatni, aczkolwiek po raz pierwszy nie w potyczkach na otwartej przestrzeni. Bogu dziękować, że nikt nie spłonął żywcem w autobusie. Nas ta akcja zahartowała, a rywali zabiła.

Ave Racovia!

źródło relacji: Red Blue Fighters – Zine

 

guest

3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments