Finał PP: Lech Poznań – Arka Gdynia 02.05.2017

Tegoroczny finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie oglądało ponad 40 tysięcy widzów. Lechici i Arkowcy do stolicy podróżowali siedmioma pociągami specjalnymi. W trakcie spotkania Ultrasi obu ekip zadbali o odpowiednią atmosferę na trybunach.

Relacja Kibiców Lecha Poznań:
Za nami trzeci z rzędu, przegrany finał Pucharu Polski.

Od trzech lat przywykliśmy już, że zamiast wszelkich innych aktywności, drugi dzień maja spędzamy z kibolską bracią na Stadionie Narodowym. W tym roku jednakże, dla odmiany, zamiast meczu ze znienawidzoną Legią, graliśmy mecz zgodowy z gdyńską Arką. Do Warszawy klasycznie już dotarliśmy wynajętymi przez SKLP pociągami – 4 z Poznania oraz po jednym z Piły, Gniezna i Środy. Przy ich organizacji pojawiło się mnóstwo problemów, z powodu sztywnej postawy PKP. Przewoźnik, a konkretniej dwie spółki PR i IC nie kwapiły się do wynajęcia składów, a także dyktowały zaporowe ceny. W końcu, po długich i trudnych negocjacjach, nagłośnieniu sprawy w mediach udało się osiągnąć cel. Poza koleją oczywiście spora grupa kibiców jechała autami, a także… rowerami. 4 osoby z Kibolskiej Sekcji Rowerowej, postanowiły właśnie w ten sposób dotrzeć do Warszawy. Łącznie na finale PP w 2017 roku, na sektorach Lecha zameldowało się około 12 tysięcy kibiców! Jeśli doliczyć tych, którzy zasiedli na sektorach neutralnych to liczba zamyka się w granicach 17 tysięcy, co jest rekordem wyjazdowym wszechczasów.

Podróż – standard – nie obyło się bez spitków, których wyplenienie przy takiej liczbie jest chyba niemożliwe. Pod stadionem od rana panował raczej spokój, spore siły milicji czekały raczej wycofane, zdecydowanie większą uwagę przykładały raczej do zabezpieczania transportu kibiców Arki, którzy wysiadali na dworcu Warszawa Wschodnia, skąd autobusami docierali na Rondo Waszyngtona. My tradycyjnie wysiadaliśmy na stacji Warszawa Stadion i pieszo udaliśmy się ku bramom stadionu. Tam zaczęły się schody i nerwowa atmosfera, nieznana z wcześniejszych lat.

Ochrona obiektu przywitała nas bardzo wnikliwym sprawdzaniem wszystkich elementów opraw, rozwijaniem wszystkiego co przywieźliśmy, a także spowalnianiem i utrudnianiem wchodzenia. Wszystko to sprawiało, że atmosfera gęstniała. Ultrasi więc od momentu przyjazdu walczyli z czasem i przeciwnościami by zrealizować swoje plany. Największą przeszkodą, która stanęła im na drodze były służby ochrony, które po ubiegłorocznym pokazie ultras i Bakljadzie, za cel nadrzędny postawiły sobie uniemożliwienie wniesienia pirotechniki na teren stadionu. Próba przemycenia piro (300 rac, 250 ogni wrocławskich, 90 świec dymnych) skończyła się niestety niepowodzeniem, po wielokrotnych kontrolach przygotowanych elementów oprawy z wykorzystaniem między innymi czworonoga wytresowanego tylko do jednego celu – znalezienia materiałów pirotechnicznych. W efekcie, za próbę wniesienia pirotechniki pociągnięta do odpowiedzialności została jedna osoba z LPU, która kolejne 24 godziny spędziła na dołku, opuszczając go niestety z zarzutami. Z tego miejsca – serdeczne CHWDP i powodzenia w walce z organami ścigania!

LPU w zaistniałej sytuacji utraty całej pirotechniki, zwróciło się po wsparcie do ultrasów Arki. Niestety, ci nie zachowali się jak na zgodę przystało, przedkładając swoje plany ponad lojalność. Zmusiło to LPU do dalszego kombinowania, gdyż nikt z ultrasów Lecha nie brał pod uwagę opcji, by na finale Pucharu Polski, w naszych sektorach zabrakło piro! Jak się okazało, wszystko jest możliwe – między Poznaniem, a Warszawą znaleźli się ludzie chętni do pomocy i ostatecznie symboliczna ilość 100 rac znalazła się na sektorze. Olbrzymie podziękowania dla wszystkich osób zaangażowanych w to przedsięwzięcie! Swoją drogą, bez pomocy kibiców Lecha przy dzieleniu się doświadczeniem z poprzednich finałów, a także w wielu innych aspektach Arka na pewno nie zaprezentowałaby się tego dnia tak okazale.

Po zaistniałej sytuacji, Arkowcy również mieli problemy z ochroną – w efekcie jej interwencji, utracili małą część swoich środków pirotechnicznych. Pozostając w temacie Arki, to na finał przyjechała w około 11 tysięcy osób. Fanatycy zajęli górną część trybuny a na dolne sektory sprzedaż prowadził klub. Na początek meczu zaprezentowali oprawę: kartoniadę która przedstawiała napis „ARKA” na górze oraz duży trans „Morski Związkowy Klub Sportowy”. Kartony wyszły bardzo dobrze, prosto i czytelnie, natomiast trans sprawiał wrażenie przygotowanego na szybko. Do tego Arkowcy odpalili ognie wrocławskie wzdłuż transa oraz sporo rac i ognie rzymskie. Szczególnie te ostatnie dały zajebiście głośny i efektowny wizualnie efekt. W dalszej fazie meczu wielokrotnie coś się w sektorze Gdynian paliło, zwłaszcza w dogrywce po bramkach pieczętujących historyczne zwycięstwo Arkowców w Pucharze Polski. Wokalnie natomiast ciężko ocenić ich z przeciwległego sektora i przy tej ilości osób. Podsumowując, na pewno na duży plus należy zapisać sporą ilość pirotechniki oraz jej rodzaj – efektowne ognie rzymskie, które pod dachem narodowego cały bardzo ciekawy efekt. Dla Gdynian to na pewno jeden z najpiękniejszych meczów w życiu – co zupełnie nie dziwi, bo ich piłkarze również pokazali się z dobrej strony i osiągnęli historyczny sukces.

Wracając do nas to oczekiwanie na mecz było więc jak widać dla zaangażowanych w ruch kibicowski bardzo nerwowe. Większość czekała za to pod stadionem gdzie pogoda nie przeszkodziła w grillowaniu, albo powoli zapełniała nasze sektory. Około 2 godzin przed meczem ultrasi skończyli rozkładać kartoniadę, przymocowali transparenty i finał Pucharu Polski mógł wystartować. Tradycyjnie rozpoczął go Mazurek Dąbrowskiego którego początku podczas dopingowej rozgrzewki nie usłyszeliśmy, co było małym faux pas z naszej strony. Potem jednak ruszyliśmy z konkretnym dopingiem. Ten był solidny przez cały mecz, ale chyba słabszy niż w poprzednich latach, co spowodowane było zapewne rywalem. Ciśnienie sportowe, na zdobycie trofeum było jednak ogromne, dlatego nie dziwiło totalne osłabnięcie mocy śpiewu po dwóch ciosach w dogrywce.

Warto też opisać nasz sektor – ten szczelnie wypełniony kibicami, w większości ubranymi w niebieskie koszulki prezentował się lepiej niż w poprzednich latach, także za sprawą oflagowania. Na górze nad wejściami zawisły flagi fanklubów i sekcji, podobnie jak na przedniej barierce, zaś dla odmiany w tym roku oflagowaliśmy obydwa piętra co dało świetny efekt. W centralnym punkcie sektora, tradycyjnie zawisła flaga „Fanatycy”. DO tego na sektorze powiewało wiele flag na kijach.

Najważniejsze tego dnia były jednak oprawy. Niestety w związku z zaistniałą sytuacją zaprezentowana została tylko jedna z trzech przygotowanych przez ultrasów, a brak pirotechniki dodatkowo osłabił jej efekt.

Na początek meczu LPU zaprezentowało kartoniadę. Dopełniała ona transparent o treści „Do trzech razy sztuka” z herbem Kolejorza i motywem znanym z koszulek „Chcemy wszystko”. Kartony tworzyły zaś wzór na którym widniał Puchar Polski oraz daty zdobycia tego trofeum (na górnych sektorach) i rok 2017 na dolnych. Niestety, poza brakiem piro, sama oprawa nie wyszła również zgodnie z założeniami – LPU na pewno wyciągnie z tego wnioski na przyszłość, pamiętać jednak należy, że jest to sektor, który tworzy ponad 11 tysięcy krzesełek.

Pierwsza połowa minęła pod znakiem naporu piłkarzy Kolejorza na bramkę Arki oraz dobrego dopingu z naszej strony. W drugiej połowie coraz bardziej nerwowo wyczekiwaliśmy bramek dla Lecha, gdyż nie ma co ukrywać, jechaliśmy tam w roli faworyta i chyba nikt nie dopuszczał innego scenariusza niż naszego zwycięstwa. Z takim nastawieniem ultrasi przygotowywali oprawę numer trzy, która niestety po druzgocącej dogrywce nie została pokazana, a w sektorze fanatyków Lecha zapłonęły jedynie, wspomniane i ogarnięte awaryjnie race.

Druga oprawa także nie została pokazana, w związku z opisaną wcześniej sytuacją i koniecznością użycia do niej pirotechniki.

Po meczu na naszych sektorach panowała konsternacja, na odchodne nakazaliśmy piłkarzom walczyć o mistrzostwo, bo to musi stać się naszym celem numer jeden, który powetuje nam tę kolejną smutną majówkę.

Finał Pucharu Polski w 2017 roku był dla nas klęską. Fatalna porażka na boisku, a także problemy na trybunach, sprawiły, że powrót do Poznania był smutny. Kibicowskie życie to jednak sinusoida, a każde niepowodzenie musi mobilizować do dalszej pracy, by nasz, najwspanialszy pod słońcem Klub reprezentowany był kibicowsko tak, jak na to zasługuje.

Relacja UA ’09:
Na wstępie dziękujemy wszystkim obecnym na sektorze, dzięki Wam wszystko wyszło tak jak miało. Mimo że kartoniada nie należała do najbardziej skomplikowanych, mieliśmy obawy, że może nie wyjść, ze względu na wielkość sektora oraz nieudane próby na naszym stadionie. Na szczęście obawy okazały się bezpodstawne i wg nas wyszło bardzo dobrze, daliście radę!

Jako że na narodowym nie było nam dane grać wcześniej, do Warszawy przyjechaliśmy nieco szybciej, żeby mieć zapas czasu i na spokojnie sobie wszystko ogarnąć. Wizyta rozpoczęła się od milicyjnej kontroli z wykorzystaniem przeszkolonych czworonogów. Najpierw sprawdzone zostało auto z oprawą i wszystkie bagaże, a następnie po opróżnieniu samochodu każda rzecz z niego wyjęta została sprawdzona ponownie. Jako że nie było żadnych przeciwwskazań, wszystko wylądowało na trybunie, gdzie 3 raz zostało obwąchane, po czym zabraliśmy się za robotę. Rozłożenie kartonów poszło bardzo sprawnie, w międzyczasie przyjechało rusztowanie służące jako gniazdo i na dobrą sprawę kilka godzin przed meczem wszystko było gotowe. 3 godziny przed meczem czwarty raz pojawia się milicja z kundlem i ponownie zaczyna sprawdzać wszystkie nasze rzeczy włącznie z gniazdem. Dochodzi do małej przepychanki, leci gaz i zamknięte zostają bramy dla wchodzących na stadion kibiców, z którymi Ci słusznie po chwili wjechali. Cała sytuacja wprowadziła u nas małą dezorganizację i choć poniesione zostały dość spore straty (ukradzione 250 rac i 100 OW), udało się jakoś w miarę wyjść na swoje. Przebiegu samego meczu nie będziemy opisywać, bo każdy widział co się działo. Odpalonych zostało 750 rac, 700 ogni wrocławskich i 100 ogni rzymskich. Specjalnie na finał uszytych zostało też 1000 kraciastych flag na kij. Wg nas, pomimo prostej oprawy rozpierdol jaki zafundowali kibole Arki na narodowym był dość mocny i będzie co wspominać. Dziękujemy jeszcze raz wszystkim obecnym, w tym zgodom, które wspierały nas w dobrych liczbach (Cracovia 380, Polonia 330, Zagłębie 201, KSZO 75, Gwardia 15 oraz kilka osób z Górnika). Na meczu debiut zalicza flagi triady FC Chicago, ŚP. Roli oraz Kościerzyna. No i na końcu należy również, albo i przede wszystkim podziękować naszym piłkarzom, którzy po prostu rozkurwili system. Brawo Panowie, lecimy razem w Europę! Do zobaczenia na kolejnym meczu ligowym. TYLKO ARKA GDYNIA!

Relacja Kibiców Gwardii Koszalin:
Na tym meczu obecnych 15 kibiców Gwardii z flagą (Honorem) i transparentem dotyczącym budowy stadionu, z których 10 podróżuje do Warszawy samochodami, a 5 osób razem z Arką pociągami specjalnymi. Nie obyło się bez małych przygód, ponieważ auto, w którym były bilety całej naszej grupy zepsuło się na autostradzie w okolicach Strykowa. Na szczęście udało się szybko odstawić samochód do Zgierza i samochodem z wypożyczalni dojechać na czas do Warszawy.

Lech Poznań:



Arka Gdynia:






guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments