Pogoń Lwów – Feniks Stefano Pidmonastyr 30.04.2017

Duch polskiego patriotyzmu na Kresach mimo wielu trudności jest wciąż bardzo żywy. Polacy w miarę możliwości starają się kultywować Polską tradycję na wszystkich możliwych frontach. Jednym z nich na pewno jest sport. W tym roku mija dziesięć lat od momentu wskrzeszenia we Lwowie polskiego klubu jakim niewątpliwie była i jest Pogoń. W poniższym materiale postaramy się zdać wam relację z jej meczu z udziałem polskich kibiców.


Podróż sentymentalna do kolebki polskiego futbolu

 

Ukraina to nieco inny świat. Gdy pojawił się pomysł spędzenia majówki we Lwowie, jak na prawdziwego kibola przystało od razu zacząłem szukać w terminarzu wszystkich lig ukraińskich na jaki mecz mógłbym przy okazji pójść. Ponieważ Karpaty grały na wyjeździe, byłem lekko zawiedziony do czasu, aż ziomek jadący ze mną odkrył, że legendarna Pogoń Lwów będzie grała u siebie mecz z Feniks – Stefano Pidmonastyr. 

 

Wybór był prosty. Ów ziomek szybko nawiązał kontakt z klubem. Udało nam się dowiedzieć, gdzie można zaopatrzyć się w pamiątki klubowe. I tutaj śmiało mogę zrobić reklamę. Pamiątki można kupić na ul. Ruskiej 16 w polskiej restauracji, o nazwie „Premiera Lwowska”. Restauracja prowadzona jest przez potomków Polaków, którzy po drugiej wojnie światowej zostali w tym polskim mieście.

Fot. www.pogon.lwow.net

 

W gwoli przypomnienia: Pogoń Lwów może zakończyć rywalizację między Resovią, a Cracovią o to kto jest najstarszy w Polsce. Często o tym zapominamy, ale to właśnie założona w 1904 roku Pogoń jest najstarszym polskim klubem. To najlepsza polska drużyna okresu międzywojennego. Mistrz kraju w latach: 1922, 1923, 1934, 1925, 1926 oraz wicemistrz z lat: 1932, 1933, 1935. Klub przestał istnieć, wraz z wybuchem II Wojny Światowej. W ZSRR nie było mowy o jego reaktywacji.

 

W 2007 pojawiła się inicjatywa zjednoczenia polskiej młodzieży wokół sportu (Polaków we Lwowie jest ok. 8 tyś.). Polscy działacze otrzymali dotację, za którą opłacili hale. Dzięki temu Polscy studenci mogli integrować się wokół wspólnych wartości. To właśnie wówczas, powstał pomysł rejestracji ich drużyny pod nazwą Pogoń Lwów. W 2009 dzięki wsparciu Konsula RP oraz fundacji Semper Polonia udało się tego dokonać. Inicjatywa ta została bardzo dobrze przyjęta w Polsce. Klub szybko znalazł „sponsorów” m in: PZU Ukraina, Śnieżkę, czy PKP Cargo. Sponsorów w cudzysłowie ponieważ otrzymywane wsparcie jest raczej symboliczne, a klub chociaż ma znane marki na koszulce to ledwo wiąże koniec z końcem.
Jeżeli chodzi o system ligowy na Ukrainie to najwyżej jest Premier Liha odpowiednik naszej Ekstraklasy, później Piersza Liha czyli druga i Druha Liha podzielona na dwie grupy czyli trzecia liga, następnie są amatorskie ligi obwodowe (czyli wojewódzkie) i w pierwszej lidze obwodowej lwowskiej czyli na IV poziomie ligowym (u nas ten poziom nosi nazwę III liga) gra obecnie Pogoń Lwów.

Fot. www.antykwariatsportowy.pl

 

Relację z meczu zacznę od tego, że po wyjściu z restauracji założyliśmy na siebie zakupione szaliki, po drugiej stronie ulicy stał Ukrainiec, który zauważywszy to, od razu wyciągną z plecaka szal Karpat Lwów i założywszy go dumnie szedł za nami. Ponieważ byliśmy w przewadze nic sobie z tej obczajki nie robiliśmy. Zaczęliśmy szukać stadionu Politechniki Lwowskiej na którym miał się odbyć mecz.

Ani taksówkarze, ani mieszkańcy Lwowa nie potrafili nam wytłumaczyć gdzie to jest. Jeden z ziomków spytał się starych dziadków gdzie gra Pogoń Lwów usłyszał z wyrzutem odpowiedź: Nie wiemy gdzie gra ten „Polski klub”. Coraz bardziej zdenerwowani poprosiliśmy o pomoc panią z kiosku. Ta zamówiła nam vana i powiedziała kierowcy gdzie mamy jechać. Po dojechaniu na wskazane miejsce okazało się, że to park sportowy i nie ma tam dużego boiska. Do meczu 15 min, a my ciągle nie znamy dokładnego adresu.

 

W końcu kierowca wpadł na pomysł, że jest jeszcze jeden kompleks należący do politechniki. Nie dawaliśmy za wygraną, pojechaliśmy i tam. W tym kompleksie było dosyć dużo boisk, oddalonych od siebie. Trzeba było sprawdzić wszystkie po kolei, jeździliśmy więc od jednego do drugiego. Całe szczęście udało się! Znaleźliśmy. Po ok 45 min. jazdy po mieście wreszcie dotarliśmy do celu.

 

Weszliśmy na stadion trochę nieśmiałym krokiem, na trybunach było już sporo Ukraińców, nie chcieliśmy siedzieć koło nich. Służba porządkowa ubrana w wojskowy mundur nie pozwoliła nam przejść za połowę boiska. Okazało się, że tam gdzie chcieliśmy iść, stała już oko 30-40 osobowa grupa kibiców gości.

 

Na stadionie widać polskie akcenty. Rezerwowy piłkarz Pogoni miał dresy z herbem Wisły Kraków, chorągiewki w narożniku boiska były w barwach Legii Warszawa.

 

Początkowo było nas pięciu, ale około 10 minuty doszło jeszcze dwóch naszych znajomych. Trochę nieśmiało w tym siedmioosobowym gronie zaczęliśmy intonować okrzyki, przerobionych klubowych pieśni: „Była, będzie jest Pogoń LKS”, „Pogoń, Pogoń, Pogoń lalalala lalala lalalalala”, „Czy wszyscy są szczęśliwi” itp.

 

Słysząc to, podeszła do nas i też zaczęła nieśmiało podśpiewywać grupa kilku polskich studentów z Warszawy, która do tej pory siedziała obok incognito. W 20 min przyszedł kibic z górnego śląska ze swoimi znajomymi. W 25 minucie doszła około piętnastoosobowa grupa autostopowiczów z różnych stron Polski. Autostopowicze na co dzień nikomu nie kibicujący, umówili się przez internet, że spotykają się na meczu Pogoni we Lwowie z pobudek czysto patriotycznych. Szacun! W czasie pierwszej połowy stopniowo dochodziło do nas coraz więcej Polaków, którzy będąc na majówce we Lwowie postanowili kibicować polskiej drużynie. I tak wśród kibiców było dwóch Motorowców, oraz jednoosobowa reprezentacja Hetmana Zamość, Korony Kielce, Stali Sanok, GKS Tychy i Falubazu Zielona Góra, reszta to autostopowicze oraz Polacy bez przynależności klubowej, łącznie około 25-30 osób.

 

Z biegiem napływających kibiców oraz z kolejnymi upływającymi litrami wódki nasz doping był coraz śmielszy, coraz głośniejszy i coraz bardziej zorganizowany. Mimo, że w pierwszej połowie doping był rwany i przyłączyło się do nas raptem 10-15 osób, to i tak można powiedzieć, że choć rwany to bardzo dobry. To co się wydarzyło po przerwie przerosło najśmielsze oczekiwania nas wszystkich….

 

W przerwie część kibiców poszła do sklepu doładować baterię, reszta razem z rezerwowymi grała w piłkę na boisku. Druga połowa była jak filmy Hitchcocka: Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później atmosfera i napięcie tylko wzrastało. Poczuliśmy się jak u siebie, do tego stopnia, że ktoś zaczął podśpiewywać „J…ć UPA i Bandere”, daliśmy mu do zrozumienia, by lepiej przestał. Wraz z gwizdkiem sędziego rozpoczynającym drugą połowę, zaczęło się darcie ryja na maksa.

 

 

Do dopingu zaczęli przyłączać się autostopowicze. Kibole na przemian zarzucali swoimi przyśpiewkami zmienionymi na potrzeby meczu. Po kilku minutach drugiej połowy oficjalnie zaprosiłem wszystkich, by ustawili się koło siebie. W ten sposób udało się uformować zwarty młyn. Dwóch innych ziomków przejęło rolę gniazdowych, dzięki temu już do końca bawiliśmy się na całego.

 

Doping był równy, głośny, konkretny, coraz bardziej urozmaicony, nie zabrakło „jesteśmy zawsze tam” „tańczymy lambado” jak również okrzyków typu „zawsze i wszędzie” „kto nie skacze ten z policji” czy… „je..ć PZPN” gdy sędzia się pomylił. Podzieliliśmy nawet młyn na dwie części i krzyczeliśmy do siebie na dwie strony.

 

Pod koniec meczu przy wyniku 1-1 sędzia podyktował karnego dla Pogoni. Część naszego młyna zbiegła pod linię boczą boiska. Ochrona zaczęła ich niemrawo odsuwać. Po strzeleniu gola wszyscy stojący przy linii wbiegli na boisko. Dobiegli do połowy, ale piłkarze Pogoni zaczęli prosić, by wracać na trybuny, dlatego kibice zawrócili.

 

Im bardziej fanatyczny był nasz doping, tym słabszy był doping kibiców gości. W pierwszej połowie dało się usłyszeć ich sporadyczne okrzyki. W drugiej połowie zrozumieli, że nie mają szans nas przekrzyczeć i po prostu przestali dopingować.

Dopełnieniem całego meczu i apogeum tego szaleństwa było odśpiewanie tuż przed końcem meczu czterech zwrotek hymnu Polski. Coś pięknego!!! Ukraińcy chyba zrozumieli co śpiewamy bo osłupieli, zamurowało ich, by nie powiedzieć, że wpadli w konsternację. Słowem doping oceniam na bardzo dobry, do pełni szczęścia zabrakło tylko pirotechniki.

 

Po meczu wszyscy wbiliśmy na boisko ciesząc się razem z piłkarzami Pogoni, nie zabrakło pamiątkowych zdjęć. Piłkarze zeszli już do szatni, a my polskim zwyczajem dalej śpiewaliśmy. Ukraińcy stukali się w zegarki pokazując, że mecz się już skończył. Tak rozkręciliśmy imprezę, że działacze z wielką radością dziękowali nam za doping. Wspomnieli o nas nawet w relacji na swojej oficjalnej stronie internetowej www.pogon.lwow.net, na której wstawili też filmiki z naszego dopingu.

 

Ukrainiec, ubranym w kurtkę z godłem Polski, którego syn gra w Pogoni mówił, że na meczach zazwyczaj jest cały stadion, bardzo dużo Polaków przy okazji zwiedzania Lwowa przychodzi dopingować Pogoń po polsku, lecz nasz doping wyróżniało to, że był naprawdę fanatyczny, głośny (3/4 dopingujących straciło głos po meczu), nieprzerwany, zorganizowany i urozmaicony.

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments