Ferencvárosi TC – Debreczyn VSC 29.02.2020

Tuż przed wybuchem zarazy ekipa Stadionowych Oprawców zdążyła jeszcze odwiedzić bratanków z Węgier, wizytując Budapesztańskie stadiony. Tym, którzy tęsknią za trybunami, przesyłamy relację z meczu Ferencvarosu z Debreczynem VSC.


HAJRA FRADI!

Budapeszt choć nie lśni tak jak Wiedeń czy Praga, jest bardzo pięknym miastem, w którym wyróżnia się kilka perełek najwyższej klasy.

 

Poza Parlamentem i Mostem Łańcuchowym, który każdy zna, warto zobaczyć też Basztę Rybacką, Zamek Królewski, Cytadelę, Kościół w skale pw. Św. Gelerta, Bazylikę Św. Stefana, Zamek Vojdahunyad z parkiem czyli coś a’la Warszawskie Łazienki, Most wolności oraz wiele kamienic, w których teraz znajdują się luksusowe hotele. Większość z tych atrakcji udało nam się zwiedzić, więc pozwólcie, że podzielimy się chociaż namiastką wrażeń. 

 

Dużo większa adrenalina towarzyszyła nam jednak podczas jazdy po mieście. Znajomi, z którymi byłem w tej delegacji są zapalonymi fotoreporterami. Wcześniej starali się o akredytację na wszystkie mecze, jakie wówczas odbywały się w Budapeszcie. O 17.00 zaczynał się pojedynek Upjestu z Akademią Puskasa. Pędzimy 10 km na północ pod stadion Ujpestu, by chłopaki mogli zdążyć odebrać akredytacje i zainstalować się przed meczem.

 

Podjeżdżamy pod stadion, a tu cisza i spokój, nie ma żadnej żywej duszy. Pod bramą główną starego stadionu w dzielnicy portowej znicze upamiętniające śmierć ważnej osoby.

 

Okazało się, że z powodu złego stanu murawy mecz został przeniesiony na stadion w Felcsut 200 km dalej. Akademia Puskasa to bardzo ciekawy wynalazek. Klub pochodzący ze wsi, w której urodził się premier Węgier Wiktor Orban. Zreszta to on jest jego założycielem oraz szarą eminencją odpowiedzialną za obecną pozycję. Drużyna gra na nowoczesnym i bardzo kameralnym stadionie, który słynie w całym kraju z pięknego dachu.

 

Mecz przełożony, ale to nie koniec świata, zawsze mamy plan B. Jedziemy na drugi koniec miasta, gdzie o 17.30 swój mecz z Diósgyőri VTK miał zaczynać Honved. Przed nami 18,5 km czyli do przejechania całe miasto z północy na południe. GPS pokazywał około 35 minut drogi. Nie mieliśmy tyle czasu. Nasz szofer pędził 150 km bus pasem, seryjnie przejeżdżając na czerwonym świetle. W końcu dojeżdżamy na miejsce, a tu okazuje się że…. stadion jest w remoncie i Honved gra na MTK jakieś 8 km w kierunku centrum. Zastanawialiśmy się co powiedzą nam na stadionie MTK. Do trzech razy sztuka, całe szczęście w tym miejscu nasza podróż się skończyła. 

 

Przejdźmy teraz do Ferencvarosu czyli po polsku Franciszkogrodu, lub miasta Franciszka. Konkretnie chodzi o cesarza Franciszka II Habsburga, który był też królem Węgier. Budapeszt podzielony jest na 23 dzielnice. Wśród nich są takie, które kiedyś były miastami i upamiętniają byłych cesarzy z rodu Hasbsburgów lub ich żony.
Heraldyczne barwy Franciszkogrodu, tej dziewiątej w numeracji dzielnicy Budapesztu są, a jakże zielono-białe.

 

 

To wszystko ma znaczenie ponieważ herb Ferencvarosu składa się z dziewięciu zielono-białych pasów. Historycznie to robotnicza dzielnica, w której mieszkało bardzo dużo Niemców. Węgrzy nazywali Niemców „Fradi”, a ponieważ sam klub ma niemieckie korzenie, więc ta nazwa przeszła też na kibiców.

 

 

 

Debreczyn pod względem liczby kibiców jest trzeci w kraju, ale największy spośród klubów spoza Budapesztu. Jednym z najpotężniejszych rywali tej drużyny jest właśnie Ferencvaros. Kibiców DVSC nazywają „Loki”. Największą grupą kibicowską w Debreczynie jest Szívtiprók Ultras Debrecen, która ostatnio obchodziła swoje ćwierćwiecze.

 

Biletu na mecz nie można kupić nie posiadając „Szurkoloi kartya” czyli dosłownie karty dopingu. Wyrobienie jej jest bardzo szybkie, ale nie nazwałbym go przyjemnym. Można poczuć się jak na komisariacie. Pani robi nam zdjęcie twarzy oraz cyfrowo ściąga odciski palców i odbicie dłoni. Wyrobienie karty kosztuje 1000 forintów czyli około 15 zł. Bilet na trybunę prostą to już wydatek rzędu 7050 forintów co oznacza, że wejście na mecz kosztuje mniej więcej 90 zł. Podobno za przyjemność trzeba słono płacić. No właśnie, tylko czy to na pewno była przyjemność?

 

Piłkarze Ferencvarosu przed meczem zatrzymali się w hotelu nieopodal stadionu. Godzinę przed meczem autokar z nimi eskortowany był przez policję, jak gdybyśmy mieli do czynienia z delegacją rządowych oficjeli.

 

Pod stadionem jak grzyby po deszczu rosną stoiska ze sprzedażą prażonych nasion. Widać, że wszelkie pestki dyni, słonecznika, orzeszków itp. mają tutaj duże wzięcie.

 

Przed spotkaniem boisko dookoła przechodzi pan w stroju z epoki z orłem na ręku. Orzeł jest symbolem klubu, dlatego też jego wielki pomnik stoi przed wejściem na młyn.

 

Tego dnia w sektorze Debreczyna zasiadło około 200-230 fanów, którzy przyjechali jednym autokarem, jednym busem i około 18 furami. Reszta kibiców przyszła pieszo. Dość długo kręciłem się koło sektora gości i nie widziałem żadnych przejawów wrogości. Wystarczy powiedzieć, że ich przyjazd zabezpieczało tylko kilku policjantów

 

 

Mecz zaczął się od minuty ciszy. Debreczyn, który ze względu na swoją niewielką liczbę przewidywał chyba, że tego dnia będzie niesłyszalny, dlatego postanowił komunikować się z nami poprzez transparenty: „A legnacyobb a’ldozatot tihoztatok a klubert avarosert. Apl lacko panika hianyoztak!” Głosił ich przekaz, który w bardzo wolnym tłumaczeniu można rozumieć jako: „Złożyłeś najbardziej przypadkową(?) ofiarę dla klubu”.

 

Mówi się, że węgierski sposób kibicowania to mieszanka polskiego i włoskiego stylu. Potwierdzam. Atmosfera podczas meczu bardzo przypominała polskie stadiony, czasami tylko niektóre melodie przyśpiewek miały nieco bardziej włoski akcent.

 

Za to na pewno steewardzi bardziej spięci niż u nas, nie można postać sobie na schodach czy przy barierce, bo zaraz cię przesuwają. Widziałem też jak steeward zwracał uwagę kibicowi, który pokazał f..k you jednemu z kibiców Debreczyna.

 

Całe szczęście na młynie wszystko jest po staremu. Każdy robi co chce i gdzie chce. Ferenvaros dopinguje raczej w typowy sposób. Jedyną rzeczą na polskich stadionach rzadko widzianą jest salut rzymski. Fradi robili go kilka razy w czasie meczu, przypomina on ultraprawicowy charakter całej drużyny, który jeszcze bardziej podkreślają chłopaki z Aryan Gang.

 

Największą ekipą wśród zielono-białych jest Green Monster, to oni zajmują się głównie ultraską, dbając o doping i oprawy. Chłopaki z GM łączą konszachty z Rapidem Wiedeń.

 

W czasie tego meczu niestety Fradi nie przygotowali oprawy, ale podczas całego spotkania prowadzili doping, jak dla mnie średniej jakości.

 

Na sektorze B czyli młynie, widoczni są Węgrzy ze Słowacji z FC DAC Dunajska Stredy oraz Węgier w barwach Śląska Wrocław. Warto też choć słowem wspomnieć o tym, że wiele lat temu Fradi mieli zgodę z Bałtykiem Gdynia.

 

Ferencvaros wzorem amerykańskich drużyn pod dachem zawiesił sztandary upamietniające klubowe sukcesy. Trzydziestka to w tym sezonie ulubiona liczba kibiców Ferencvarosu, ponieważ obecnie świętują trzydzieste mistrzostwo kraju. Zielono-biali są najbardziej utytułowanym węgierskim klubem, ale jeżeli myślicie, że są hegemonem nie mającym sobie równych w kraju, to jesteście w błędzie.

 

To kto będzie mistrzem nie jest takie oczywiste, zważywszy na fakt, że MTK ma 23, Ujpest 20, a Honved 14 tytułów. Wszystkie te drużyny pochodzą ze stolicy. Następnym klubem w hierarchii i pierwszym spoza Budapesztu jest właśnie DVSC Debreczyn, który triumfował 7 razy.

 

Sytuacja na trybunach niczym mnie nie zaskoczyła, za to pod trybunami byłem zdumiony wielokrotnie.

 

Po pierwsze przechadzały się tam dziewczyny z flagami na plecach. Nosiły ze sobą terminal płatniczy i co rusz ustawiały się do nich spore kolejki. Nie wiedziałem o co tu chodzi, do momentu gdy chciałem zakupić coś do jedzenia. Okazało sie, że na całym stadionie obowiązuje zakaz używania gotówki, płacić można tylko kartami, ale nie swoimi bankowymi tylko klubową kartą dopingu. Panie z flagami na plecach zajmowały się przesyłaniem pieniędzy ze swojego konta bankowego na kartę klubową.

 

Swego czasu na pewnym forum rozgorzała dyskusja na jakim stadionie w Polsce jest najlepsza kiełbasa. Kibice wstawiali zdjęcia giętej zakupionej w różnych miejscach. Przy tej okazji warto wspomnieć, że stadion Ferenvarosu zasługuje na szczególne wyróżnienie w kategorii oferta gastronomiczna. Zazwyczaj stadionowe jedzenie jest drogie i bardzo wątpliwej jakości, jak to bywa na dużych imprezach. Bufet Ferencvarosu ilością potraw jakie można w nim nabyć przebija niejedno osiedlowe bistro. Poza standardowym stadionowym menu składającym się z kiełbasy, hot-doga, frytek, popcornu, u Fradich można jeszcze nabyć chleb ze smalcem, paninii, precle wiedeńskie, orzeszki ziemne, burgera, pestki dyni, słonecznika, krążki cebulowe, rzepę, chipsy, batoniki czy placek po węgiersku. Ale hitem kulinarnym przebijającym wszystko jest „Gulaszbomba”. Nie mogłem odmówić sobie tego wynalazku. Pod tą nazwą kryje się gulasz (do wyboru drobiowy, wieprzowy lub wołowy w sosie łagodnym lub pikantnym) z surówką w bułce. Napoje podobnie jak na niektórych czeskich stadionach są sprzedawane w specjalnych plastikowych zwrotnych szklankach z uchwytem, za które przy zakupie zostawia się kaucję.

 

Źle wyliczyłem kurs forinta i zabrakło mi kasy na zakup herbaty. Pani ekspedientka powiedziała, że brakuje mi pieniędzy, więc odszedłem zawiedziony. Tymczasem następny w kolejce Pan około pięćdziesiątaki zaczepił mnie i powiedział, że zrobi mi prezent i zapłaci za moją herbatę. Bardzo się ucieszyłem i zacząłem dziękować. Pan spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: „Poznaj gościnność Fradich”. Nie zdążyłem nawet powiedzieć, że jestem z Polski, aby powołać się na bratnią przyjaźń naszych narodów, gdy Pan chwycił mnie za rękę i powiedział, że pokaże mi jak witają się kibice Ferenvarosu. Teraz już wiem, że przy uścisku dłoni krzyżują ze sobą najmniejszy palec. I jak tu nie kochać Węgrów?

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments