Echa meczu Sevilla – Śląsk

Po tym jak w internecie pojawiło się kilka niezgodnych z prawdą opisów w jaki sposób kibice Śląska stracili flagi, sami zainteresowani postanowili przedstawić wydarzenia, które miały miejsce.

Przypomnijmy, że po meczu w Sevilli, Śląsk stracił 3 flagi:

Poniżej opis wyjazdu do Sevilli oczami chłopaków z feralnego busa:
Ostatnio w gazetce TMK oraz na innym blogu pojawił się opis tej sytuacji przez osoby, których na meczu nie było, oparty na informacji od kogoś kto usłyszał to od jakiegoś lewaka od Sevilli. Ten opis, który poniżej przeczytacie jest relacją naszych kolegów, których znamy dobrze i zdecydowanie bardziej ufamy im niż jakimś Hiszpanom.

Euforia po przejściu Brugii i awansowaniu do ostatniej rundy Ligii Europejskiej przed fazą grupową nie trwała długo. Następnego dnia, gdy jeszcze duża część kibiców Śląska nie wróciła z Belgii podczas losowania trafiliśmy najgorzej jak tylko mogliśmy, czyli na Sewille FC…

Nie dosyć, że wylosowany rywal pod względem sportowym wyprzedzał nas dziesięciokrotnie i na awans liczyli tylko najwięksi optymiści to jeszcze Sewilla położona jest 3000 km od Wrocławia i przyjazd tam w większej liczbie i stworzenie atmosfery takiej jak np. w Brugii było nieosiągalne.

Próbowaliśmy zorganizować czartera. Jednak koszty jego zorganizowania były nieopłacalne tym bardziej, że duża część osób już korzystała z tanich linii lotniczych za nie tak duże pieniądze. Przez chwile pojawiła się nadzieja na wspólną podróż z piłkarzami, ale samolot, który klub miał wynająć wynajęła Legia na lot na swój mecz do Bukaresztu.

Ostatecznie większość osób rezerwowała sobie loty tanimi liniami lotniczymi do samej Sewilli lub okolic. Było też kilka pojedynczych aut oraz busy. W związku z wieloma zapytaniami i deklaracjami na przejazd większej grupy transportem kołowym postanowiliśmy zorganizować autokar. Jednak rzeczywistość okazała się taka, że podczas zapisów połowa deklarujących nie stawiła się.

Odwołaliśmy więc autokar i próbowaliśmy znaleźć jakiś zastępczy transport. Część osób, które zapisały się na autokar znalazły jeszcze tanie loty. Pozostałym udało się załatwić na szybko jakieś busy. Powstał problem transportu flag. Z 50 osobowego autokaru pozostało nas 7 do przewiezienia przez całą Europę naszych barw. Rozmawialiśmy o tym z kilkoma osobami lecącymi samolotami.

Ostatecznie w wyniku braku wiedzy odnośnie sceny kibicowskiej w Hiszpanii oraz innymi argumentami osób lecących samolotem wynikającymi z logistyki lotów tanimi liniami nasze flagi pojechały 7 – osobowym busem.

Wyjechaliśmy w poniedziałkowy wieczór. Był to nieprzypadkowy skład. Wszyscy byli podekscytowani daleką podróżą, która przed nami. Chyba każdy był nastawiony na przygodę życia. Przed nami był przejazd 3000km przez całą Europę i blisko tydzień spędzony razem w busie. Jak się potem okazało to tej „przygody” nie zapomnimy do końca życia…

Podczas podróży do Sewilli było wyjątkowo. Czuło się ten znany klimat wyjazdowy i wszystko co z nim związane. Jednak nie trwało to kilka godzin jak podczas podróży na mecz ligowy, tylko dłużyło się bardzo i wydawało się jakby ta przygoda nie miała końca.

Pierwszym większym punktem postojowym było Blanes. Nadmorska miejscowość w Hiszpanii na wybrzeżu Costa Brava. Tutaj odpoczywaliśmy na plaży i kąpaliśmy się w morzu po długiej przebytej drodze. Mimo zmęczenie nasza czujność nie była uśpiona. Nasz bus był zaparkowany przy samej plaży. Ciągle ktoś przy nim był.

Z Blanes wyruszyliśmy przez Barcelonę w dalszą drogę. W stolicy Katalonii byliśmy późnym wieczorem. Tam na szybko coś zjedliśmy i wyruszyliśmy w stronę Sewilli. Ten odcinek podróży najbardziej nam się dłużył. Przez długi czas jechaliśmy jakimiś lokalnymi drogami, a było coraz bardziej gorąco.

Zatrzymaliśmy się kilkadziesiąt km od Sewilli żeby nie wjeżdżać za szybko do miasta. Na jednej ze stacji zjedliśmy obiad i wykąpaliśmy się. Po dwugodzinnym postoju wyruszyliśmy do Sewilli. Po drodze wykonaliśmy kilka telefonów do paru grup, gdzie są by się zebrać w większą grupę. Okazało się jednak, że mało kto dotarł do samego miasta.

Wjechaliśmy do Sewilli. Na termometrze 42 stopnie. Ogólnie upał i skwar. Na ulicach nikogo nie widać. Sklepy pozamykane. Wjeżdżaliśmy coraz bardziej w głąb miasta szukając otwartego sklepu by można było kupić chociaż coś do picia.

Dojechaliśmy tak do samego centrum. Na mieście dalej nikogo nie było widać i wszystko było pozamykane. Okazało się, że jest sjesta. Kierowca i jedna osoba z grupy zostali przy busie, a my wyruszyliśmy do miasta szukać jakiegoś sklepu. Chodziliśmy tak co najmniej z pół godziny. Nagle na mieście zaczęli pojawiać się ludzie, a sklep i knajpy zostały otwarte. Spotkaliśmy kibiców Śląska ze Strzelina i kilka innych osób które przyjechały na mecz.

Do tej pory nie było jednak żadnych złych sygnałów, że może coś się wydarzyć. Postanowiliśmy jednak wracać do busa i zdzwonić się z resztą. W drodze powrotnej wykonano już telefony, gdzie kto jest. Doszliśmy do busa…

Nas 7 osób plus kierowca busa z poza klimatu. Stacjonowaliśmy, gdzieś w jednej z bocznych uliczek starego miasta przy busie, oraz sklepie spożywczym. W ogródku tego sklepu wystawiliśmy czujkę, która non stop obserwowała okolicę, w razie jakiś obcinek, rozkminek, zbierania się kogokolwiek. Niczego nie stwierdzono oprócz 3 Afrykanek i 4 Azjatek tylko obcinające nasze łyse głowy.

W pewnym momencie na końcu ulicy zauważyliśmy typa obcinającego nas, w kilka sekund zrobiło się ich 5 i ruszyli w naszym kierunku. Zbieramy się przy sklepie i obserwujemy całą grupę, przemieszczając się w naszym kierunku ich grupa powiększa się, dochodzą po 5-10 osób z bocznych uliczek. Ok 60 metrów od nas jest ich już 4-5 dyszek. Przedni rząd zaczyna klaskać i machać rękami. Stajemy w linii, decydując się na walkę przy spożywczaku, aby nie mogli nas zabiegać. Niestety kiedy stajemy w sklepie w naszym kierunku leci kostka brukowa i inne kamulce. Postacie w kolejnych rzędach zbliżającej się grupy wyciągają reklamówki ze sprzętem krótkim, oraz sztyle, teleskopy etc.

Grupa atakująca, nawet nie zwraca uwagi na busa, kierując się w naszym kierunku po naszej stronie ulicy (bus stał po drugiej stronie). Żeby odciągnąć ich uwagę od busa decydujemy cofnąć się kilkanaście metrów w lepszą uliczkę do walki (wąskie gardło) obok restauracji, gdzie były stoły, krzesła i parasole, skoro grupa ta ma na celu atak naszej grupy, a nie busa. Kiedy się wycofujemy z bocznych uliczek wysypuje się ok 10 brudów zachodząc nam drogę, cisną w nas krzesłami z czego jedno trafia chłopaka od nas. Krótka wymiana ciosów z tą grupą i udało nam się dostać do baru. Kiedy łapiemy za sprzęt i zachęcamy brudasów do walki, cofają się i nie chcą już walczyć. W moment w bocznych uliczkach znika cała grupa, gdy docieramy z powrotem pod busa, jest już pusty…

Po wydarzeniu mielą nas psy, przybijając udział w bójce z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Znaleziony sprzęt brudów również przybijają nam, cała sprawa ma trafić do Polski przez konsula.

Cała akcja trwała kilkadziesiąt sekund. W mediach ogólnych i kibicowskich pojawiło się wiele nieprawdziwych informacji na temat tego zdarzenia. Mówiono o kilkunastu rannych, o kibicach Motoru i Wisły, którzy z nami jechali czy kibicach Cracovii i GKS Tychy, którzy to byli atakującymi, a także wiele innych farmazonów.

Prawda jest taka, że było nas 7, a napastników kilkudziesięciu. Wszyscy wyglądali na południowców i posiadali barwy Sewilli, więc raczej to nie była koalicja GKS&KSC. Część z nich miało sprzęt w postaci kijów, a niektórzy inne zabawki. Gdyby to była ekipa z Polski to być może rzeczywiście musielibyśmy być hospitalizowani. Potem dopiero się dowiadujemy, że ekipa Sewilli specjalizowała się w takich akcjach nastawiając się na krojenie barw. Wcześniej przekonały się o tym takie ekipy jak Partizan Belgrad, Chelsea Londyn czy Juventus Turyn.

Straciliśmy 3 flagi. Zawiedliśmy naszych bliskich. Naszego powrotu do Polski nie da się opisać. W ogóle na początku nie chcieliśmy wracać, ale miejscowe służby wywiozły nas po za miasto i poinformowały, że jak wrócimy od razu nas mielą. W zajechanych, potarganych ciuchach (straciliśmy wszystko co było w busie), w grobowej atmosferze przez 2 dni wracamy do domu. Nikt jednak nie zwraca jednak na to uwagi. Czym bliżej Wrocławia tym na twarzach pojawiał się większy smutek. Każdy chciał się obudzić następnego dnia i pomyśleć, że to był zły sen, ale niestety czasu nie dało się cofnąć. Najgorsze jest to, że zawiedliśmy tak wiele bliskich nam osób. Wiemy, że żadne słowa nie oddadzą wielkiej straty jaką ponieśliśmy, ale chcielibyśmy PRZEPROSIĆ WSZYSTKICH KIBICÓW ŚLĄSKA i podziękować tym, którzy się od nas nie odwrócili.

źródło: KibiceSlaska.pl

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments