Legia Warszawa – Korona Kielce 22.07.2017

Niewiele ponad 15 tysięcy kibiców zobaczyło remisowe spotkanie pomiędzy Legią Warszawa i Koroną Kielce. Koroniarze w Warszawie meldują się pół godziny przed spotkaniem. Tego dnia na sektorze gości pojawiło się 230 osób z trzema flagami. Z obu stron w trakcie meczu nie brakowało również wzajemnych uprzejmości.

 

Relacja Legionistów:

Pewnie gdyby dzisiejsza Legia była prowadzona przez kogoś innego niż Jacka Magierę, fani z Łazienkowskiej, inaczej reagowaliby na kolejną stratę ligowych punktów. W „Magica” jednak wierzymy wszyscy, bo to nasz człowiek – gość oddany Legii na całego. Nie dziwią więc inne reakcje trybun w porównaniu z tymi, jakie miały miejsce, kiedy przed rokiem naszym zespołem dowodził niejaki Besnik Hasi.

Cierpliwość to coś, co różni legionistów dzisiaj w porównaniu z tym, co miało miejsce kilkanaście miesięcy wcześniej. Pomimo porażki z Arką w Superpucharze, porażki w lidze z beniaminkiem z Zabrza oraz remisu z mocno rezerwowym składem Korony, nikt z nas nie myślał, by wieszać psy na piłkarzach. Ba, ci mogli liczyć na okrzyki, będące podziękowaniem za ich zaangażowanie na boisku. „Hej Legio, dzięki za walkę” oraz „Hej Legio, jesteśmy z Wami” – takimi okrzykami żegnani byli po meczu piłkarze Legii przez „Żyletę”. Miejmy nadzieję, że trwonienie punktów zakończyliśmy właśnie w sobotę.

Zainteresowanie pierwszym meczem ligowym nowego sezonu przy Ł3 nie było tak wysokie, jak spotkanie o Superpuchar. Liczba widzów była mocno zbliżona do tej, która stawiła się przed trzema dniami na meczu z IFK Mariehamn i wyniosła niewiele ponad 15 tysięcy.

Koroniarze do Warszawy przyjechali autokarami. Niby mobilizowali się, żeby pobić 500 głów na wyjeździe, ale do realizacji planu zabrakło sporo. Było ich dokładnie 215. Już kilkanaście godzin przed meczem było jasne, że wśród ekip wspierających Koronę zabraknie fanów Stali Mielec, z którą tego właśnie dnia została zerwana przez kielczan zgoda. Fani MKS-u na sektor gości weszli na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania i wywiesili 3 flagi. Prowadzili mocno przeciętny doping, który może ze dwa razy przebił się przez cały stadion. Z obu stron w trakcie meczu nie brakowało wzajemnych uprzejmości.

Podobnie jak na meczu z Mariehamn, dopingiem z Żylety przez większość spotkania prowadził nowy gniazdowy, Marek. Nasz doping stał na przyzwoitym poziomie. Było kilka mocniejszych momentów, jak choćby przy okazji „Hitu z Wiednia”, który niósł się z pełną mocą przez kilka minut. W drugiej połowie przez pewien czas prowadziliśmy doping bez koszulek. Długo nie mogliśmy doczekać się bramki dla Legii, ale cały czas wierzyliśmy w walczących o zmianę niekorzystnego wyniku piłkarzy w białych koszulkach. Kilka decyzji sędziego wzbudziło oburzenie na trybunach (m.in. nieprzyznany karny za faul na Nagym), a w efekcie kilka razy pomiędzy trybunami miał miejsce dialog „Stefański! Co? Ty k…!”. Były także inne przyśpiewki pod adresem arbitra, m.in. „Sędzia weź sznur, i powieś się…”. W końcu jednak doczekaliśmy się skutecznej akcji w wykonaniu legionistów, a po trafieniu Kucharczyka, początkowa radość mieszała się z niepewnością, czy aby na pewno sędzia uzna gola, tym bardziej, że chyba sami zawodnicy nie byli przekonani, czy w tej sytuacji nie było spalonego.

Bramka padła w momencie śpiewania przez nas „Legia CWKS, Ciebie po życia kres…”, w śpiewaniu której pomagał „Staruch”, a pieśń wychodziła kapitalnie z coraz lepszym klaskaniem i zgraniem bębnów. Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się po naszej myśli, niespodziewanie do wyrównania doprowadzili przyjezdni. Od razu nastąpiła zmiana naszego repertuaru. „Nie poddawaj się, ukochana ma…” – ryknęła Żyleta, a do śpiewu przyłączyły się pozostałe trybuny. Niestety, jak się okazało kilka minut później, na niewiele się to zdało – Legia znów straciła punkty w meczu z rywalem ze zdecydowanie niższej półki. Piłkarze nie usłyszeli jednak gorzkich słów, a podziękowano im za zaangażowanie skandując „Hej Legio dzięki za walkę”. Miejmy nadzieję, że limit wpadek został już wyczerpany, a teraz nasi gracze skoncentrują się na zapewnieniu awansu do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów.

W najbliższą środę czeka nas wyjazdowe spotkanie w dalekiej (4000 km w jedną stronę) Astanie. Osoby, które będą wspierać nasz klub w Kazachstanie ruszają na wyjazd już w poniedziałek. Tymczasem w kolejną sobotę na Łazienkowską przyjedzie Sandecja, dla której będzie to pierwsza wizyta na naszym stadionie. Można śmiało powiedzieć, że „Sączersi” stawią się w zdecydowanie lepszej liczbie niż Koroniarze. Wszak to dla nich prestiżowy, pierwszy wyjazd na Legię.

 

Relacja Korony Kielce:

Na pierwszy wyjazd w nowym sezonie przyszło nam jechać do Warszawy na Legię. W dniu wyjazdu zostaje podana informacja do opinii publicznej o zerwaniu naszej długoletniej zgody ze Stalą Mielec. Dla zdecydowanej większości z nas był to ogromny szok. No ale cóż, stało się… Pozostaje nam jedynie życzyć Mielcokom powodzenia i wytrwałości w drodze po dawny blask. Wracając do nas, termin meczu bardzo dobry, do tego ładna pogoda i niska cena wyjazdu. I czego chcieć więcej, żeby jechać na mecz?

Pod stadionem zbieramy się o 15:30 i parę minut po 16 wyruszamy w drogę do Warszawy dwoma autokarami, busem i kilkoma osobówkami. Okazuje się, że dla niektórych cztery dni na zapisy to za mało i dopisują się do listy wyjazdowej dopiero na zbiórce, przez co w autokarach jest nadkomplet. Droga mija nam dość sprawnie i bez przygód. Robimy dwa krótkie postoje i na miejscu meldujemy się pół godziny przed meczem. Tego dnia na sektorze gości jest nas 230 osób z trzema flagami.

Tego wieczoru nasz doping nie stoi na zbyt wysokim poziomie. Ograniczamy się jedynie do kilku okrzyków i spontanicznych śpiewów. Nie zabrakło również obustronnych uprzejmości. Na stadionie zasiadło ok. 15 tys kibiców. Legioniści prowadzili niezły doping do którego czasem dołączał się cały stadion. Piłkarze po bardzo dobrym meczu remisują 1:1 i wywożą ważny punkt z trudnego terenu. Pozostaje mały niedosyt, ponieważ przy lepszej skuteczności mogli nawet i wygrać. Po spotkaniu podchodzą pod sektor i dziękują nam na przybycie i doping, a my im za zaangażowanie i walkę przez całe spotkanie.

Na stadionie jesteśmy jeszcze przez kilkadziesiąt minut, po czym sprawnie pakujemy się do naszych środków transportu i wyruszamy w drogę powrotną. Po drodze robimy jeden dłuższy i jeden krótszy postój. W Kielcach jesteśmy parę minut po 3 w nocy. Za tydzień wszyscy do Gdyni, dawać na wyjazd!!

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments