Wywiad z Ultrasami Pogoni Szczecin

Zapraszamy do lektury wywiadu z członkami grupy ultras MW’03, która od 10 lat działa na Pogoni Szczecin.

 

SO: Jak wyglądały początki Waszej działalności na Pogoni?

L: Na dzień dobry można przytoczyć cytat, który udało nam się odgrzebać w naszych starych opisach: „Wraz z początkiem obecnego sezonu na forum dyskusyjnym poświęconym sprawom kibiców Pogoni rozgorzała debata na temat potrzeby powstania nowej, młodej grupy ultras. Słowa szybko przerodziły się w czyny i dnia 9 sierpnia 2003r. po meczu z Aluminium odbyło się pierwsze spotkanie naszej załogi. Dzień ten można uznać za nieformalny początek grupy. Nazwaliśmy siebie „Młodymi Wilkami”. Skąd taki pomysł? Parę lat temu nakręcony został w naszej metropolii film o tym samym tytule, gdzie to szczecińscy licealiści stworzyli paczkę przyjaciół w pełni oddanych swojej sprawie… Jednocześnie podjęliśmy decyzję o konieczności uszycia fany, która w niedługim czasie zadebiutowała na stadionie. Choć początki były ciężkie, po pewnych przetasowaniach wyłonił się trzon ekipy…

 

SO: Jak na przestrzeni lat zmieniała się Wasza formacja?

L: Wiadomo, ludzie przychodzą i odchodzą, jedni się sprawdzają inni zaliczają falstart. Na pewno przełomem grupy była śmierć jednego z dwóch głównych założycieli – Helmuta. Wtedy można powiedzieć nastąpiła wymiana pokoleniowa, do głosu doszły osoby, które pomagały od dłuższego czasu i chciały to robić z jeszcze większym zaangażowaniem.

K: Aczkolwiek w grupie jest kilka osób, które dobrze pamiętają początki. Przełomowy pod względem składu był właśnie rok 2007. Jeśli chodzi o mentalność to zmieniała się znacznie. Na początku byliśmy młokosami, którzy dopiero dowiadywali się czym jest ultras. Teraz już bliżej niż dalej nam do 30-ki to i w głowie inaczej poukładane, z biegiem lat pojawiają się inne priorytety w życiu, ale i tak dalej w tym trwasz.

 

SO: Jakie macie relacje z zarządem?

L: Na tą chwilę chyba bardziej neutralne, choć widać, że też w pewnych kwestiach sprawy idą do przodu na plus.

K: I tak w ogólnym rozrachunku patrząc na to co dzieje się w innych klubach to można powiedzieć, że jest bardziej na plus.

 

SO: Którą swoją oprawę uważacie za najlepszą do tej pory i jesteście z niej szczególnie dumni?

L: Opraw było naprawdę wiele, ale z tych klasyków to chyba układ z chorągiewek i sreberek napisu Pogoń.

K: Jak dla mnie to podświetlane folie „1948”. Mimo upływu czasu nadal mi się podoba, chociaż i tak nigdy nie byłem zadowolony z żadnej choreografii w 100%. Podobno za wysoko stawiam sobie poprzeczkę, ale to chyba dobrze, bo za każdym razem robimy krok do przodu.

 

SO: Jaki okres w swojej działalności uważacie za najlepszy?

L: Najlepszy czas dopiero przed nami.

 

SO: Największy sukces i porażka?

L: O porażkach nie ma co mówić, bo najważniejsze, że z nich wyciągamy wnioski, za sukces można na pewno uznać ostatnia oprawę z Legią (Sztuka przetrwania). Głównie chodzi o techniczne aspekty malowania.

K: Tylko jedna osoba z grupy nie może uczęszczać na mecze. W dzisiejszych czasach to swoisty sukces.

 

SO: Ilu członków liczy Wasza grupa?

L: Niezmiennie od kilku dobrych lat kilkanaście osób.

 

SO: Jak oceniacie polski styl kibicowania?

L: Wg mnie jest dobrze, choć różne ekipy poszły w różnych kierunkach rozwoju. Jednym to wyszło na dobre innym wiedzie się trochę gorzej. Ogólnie rzecz biorąc mamy podstawy do tego by uczyć zachodnich ultrasów wytrwałości w tym co się kocha.

K: Styl jak styl, nie da się chyba opisać takiego jednego stylu dla wszystkich polskich ekip. Ważne, że robimy to co kochamy, nienawidzimy psów i mediów, pamiętamy o rocznicach ważnych dla kraju.

 

SO: Jaki wpływ na Wasze życie ma to, że jesteście ultrasami?

K: Zajebiście wielkie i powie Ci to chyba każdy ultras. Uczelnia, praca, rodzina, baba. Weź spróbuj to wszystko pogodzić. A właśnie, baby – najlepiej zapytaj o to kobietę jakiegoś ultrasa. Nie jeden raz stawało się przed dylematem i jak bardzo byś się nie bił z własnymi myślami to koniec końców i tak wybierzesz zarywanie nocek przy robieniu oprawy, wyjazd czy mecz u siebie. I to nie jest wcale tak, że coś kochasz bardziej, po prostu już tacy jesteśmy, że te zarywanie nocek przy robieniu choreografii, a później prezentowaniu ich na meczu chamsko nas jara, tak samo jak ryk trybun czy spędzanie kilkunastu godzin w pociągu. Można odczuć, że ultras ma negatywny wpływ na życie, ale są też pozytywy. Poznajesz ludzi, którzy tak samo jak Ty są w stanie poświecić wiele w dążeniu do wyznaczonego celu, którzy myślą tak samo jak Ty i którzy są tacy sami jak Ty. To ludzie, którzy mają zasady, mimo że nie mieszkacie na jednym osiedlu to wychowaliście się w tym samym miejscu, wiesz że możesz na nich liczyć nie tylko na płaszczyźnie ultrasowania.

L: Jedni się rozwinęli artystycznie inni pracują szyjąc flagi, a jeszcze inni nauczyli się grać na bębnach. Każdy coś zyskał, wg mnie nie ma osób przegranych. Do tego myślę, że zasady wpajane przez starsze osoby z grupy procentują tym, że młodzież wie, że nie warto skarżyć i donosić, lepiej po prostu oddać.

 

SO: Jak Wy widzicie się na krajowej scenie ultras?

K: Ostatnio słabo, bo nic nie robiliśmy. Ciągle idziemy do przodu, ale czołówka też nie próżnuje.

L: Tak jak wcześniej mówiliśmy jest dużo pracy przed nami, by zwojować polską scenę. Widać ostry progres w pewnych aspektach ultrasowania, w innych jest niedosyt bo np. brakuje frekwencji i nie można zrobić tego co by się chciało. Wszystko przed nami.

 

SO: Która z Waszych opraw wymagała najwięcej pracy?

K: Bardzo dużo czasu spędziliśmy nad oprawami na październikowy z Legią, ale to chyba z tego względu, że robiliśmy dwie oprawy na raz. Dużo pochłonęła też „Ruletka” na Widzewie, ale tu znów trochę inne warunki pracy.

L: Do każdej trzeba włożyć maksimum sił, jednak ta która ostro da nam popalić będzie niedługo kończona.

 

SO: Żeby zostać ultrasem trzeba mieć specjalne uzdolnia plastyczne?

K: A skąd! Nie ma recepty na dobrego ultrasa. Albo to kumasz, albo nie.

L: Wszystkiego da się nauczyć jeśli się chce. Tak jak wcześniej pisaliśmy jedni ogarniają grafikę i malowanie niczym studenci ASP inni szyją flagi. Ważne by próbować i działać wewnątrz grupy, wzajemnie się dopingować. Wiadomo, że początki zawsze są trudne i trzeba mierzyć siły na zamiary. W niższych ligach jeszcze może coś tam umknie i będzie spoko ale jeżeli chce się być na szczycie to nie ma miejsca na błędy.

 

SO: Jakie macie plany na przyszłość?

L: Przed nami 10-lecie. Na pewno nie ma miejsca na zamułke, cały czas zachęcamy ludzi do działania. Nie liczymy tylko na nową krew ale również na tych, którzy zaczynali mniej więcej w tym samym okresie co my. Na pewno pomysłów nie zabraknie, chęci również bo to coś więcej niż piłka nożna.

K: Nigdy się nie przyznawać! 

 

HELMUT – PAMIĘTAMY!

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments