Lazio Rzym – Legia Warszawa 19.09.2013

Poniżej przedstawiamy Wam oficjalną relację Legionistów oraz zdjęcia autorstwa Piotra Kuczy:

Odwołany czarter i łączone loty
Mimo aż 1800 kilometrów do przejechania w jedną stronę (fakt, że niezłymi drogami), spora grupa legionistów do Włoch pojechała samochodami, autokarami i busami. Z powodu zbyt małej liczby chętnych nie doszedł do skutku organizowany przez SKLW czarter. Wiele osób od razu po podaniu terminarza grupowego ogarnęło we własnym zakresie loty do Rzymu. Z powodu szybko wypełniających się kolejnych samolotów i tym samym rosnących cen biletów, niektórzy wybrali połączenia z innych miast – np. Krakowa, Rzeszowa, Katowic czy Wrocławia – lub z przesiadkami w Mediolanie, Brukseli i innych miastach.

Legia widoczna na mieście
Legioniści do Rzymu zjeżdżali od poniedziałku. Jedni wybrali dłuższy pobyt na miejscu, połączony ze zwiedzaniem, inni przyjechali tylko na mecz i bezpośrednio po nim ruszali w drogę powrotną. Najszybciej wystartowali zapewne „Portowcy”, którzy prosto z Rzymu podróżowali do Poznania na wyjazdowe spotkanie swojej drużyny. Wybierając opcję „zwiedzającą”, trzeba się było liczyć z niemałymi kosztami na miejscu – noclegi w centrum miasta kosztują naprawdę sporo. Ci, którzy chcieli zaoszczędzić kilkadziesiąt euro, wybrali tzw. „ziping” – szwendając się po mieście do późnych godzin nocnych lub okupując lotniskowe schody i poczekalnie.

Fani w białych koszulkach byli nieźle widoczni w mieście, w przeciwieństwie do kibiców Lazio, których trudno było zauważyć, no może nie licząc ludzi w podeszłym wieku z niebieskimi szalami. Dzień przed meczem łatwiej było zobaczyć w centrum miasta fanów Romy.

Efektowny pochód na stadion
Bilety można było nabywać w Warszawie lub na miejscu, ale maksymalnie 24 godziny przed meczem. Grupy kibicowskie Legii zapowiedziały zbiórkę przedmeczową przed stadionem Flaminio. Im bliżej wyznaczonej godziny zbiórki, tym większe grupy kibiców przemieszczały się w stronę Flaminio. Włoscy carabineri co prawda podstawili dla warszawiaków autokary, którymi chcieli przewieźć nas na stadion, jednak nikt nie skusił się na takie rozwiązanie i na obiekt przeszliśmy okazałym pochodem, na czele którego odpalona została pirotechnika. Kiedy grupa dotarła w okolice sektora gości na Stadio Olimpico, doszło do spięcia z policją, w wyniku czego wejście na sektor znacznie się opóźniło.

Szczegółowa kontrola i brak depozytów
Dopiero po dłuższym czasie, otworzono bramki, a wpuszczanie było bardzo powolne. Co kilka minut na jakiś czas zamykano wejście, przez co wpuszczenie grupy 2100 osób wydłużyło się do kilku godzin. Przeszukiwanie także był szczegółowe – właściwie wszystkim kazano zdejmować buty. Część osób, która miała ze sobą plecaki z rzeczami osobistymi, musiała zostawić je w depozycie, a w zasadzie w miejscu, które za depozyt miało służyć, czyli pod płotem. Nikt nie dostał pokwitowania i po meczu trzeba było łudzić się, że nasze bagaże będą na miejscu. Jak się okazało, część rzeczy z plecaków w trakcie meczu wyparowała. Trochę słabo, jak na stadion, którym jara się tyle osób na świecie.

Lazio – mizeria
Na stadionie zajęliśmy miejsca w narożniku, po przekątnej młyna gospodarzy, który prezentował się wyjątkowo słabo. Można zrozumieć, że fani Lazio bardziej żyli zbliżającymi się derbami z Romą, ale frekwencja z ich strony na meczu Ligi Europy i tak była zaskoczeniem in minus. Szczególnie słabo wyglądało zaledwie 9 tysięcy kibiców gospodarzy na olbrzymim, ponad 70-tysięcznym obiekcie. Poza młynem, większość trybun świeciła pustkami. Na trybunie prostej gospodarze wywiesili kilkanaście transparentów, a w młynie przez cały mecz machali wieloma flagami na kiju. Poza tym odpalili dwie race i jakąś marnej jakości świecę dymną. Ich doping stał na słabym poziomie. W trakcie meczu ryknęli może ze dwa razy, a poza tym byli zupełnie niesłyszalni. Nawet w momentach, gdy u nas była zupełna cisza, trudno było usłyszeć jakikolwiek śpiew z ich strony.
W trakcie meczu fani Lazio zaprezentowali transparenty skierowane do europejskiej federacji piłkarskiej: „Up the ultras… Fuck UEFA!” i „UEFA = Mafia”.

Wyjazdowa oprawa
Nasz stosunek do Lazio określiliśmy już przed meczem, skandując „Lazio, Lazio vaffanculo” i „Lazio merda, aejaejao”. Sektor gości ozdobiony został kilkunastoma flagami. Legijne płótna to reprezentacyjna Legia, „Legia Warszawa” i „Warriors”, poza tym swoje flagi wywiesili Juve, Olimpia, Zagłębie, Pogoń i BKS. Ochrona nie wpuściła na stadion transparentu „Pozdrawiamy Was bracia za kratami”. Niemal wszyscy legioniści ubrani byli na biało, a w trakcie meczu pozbyliśmy się koszulek. Na wyjście piłkarzy NS-i przygotowali oprawę – folie aluminiowe w barwach, które uzupełniło kilkanaście odpalonych rac. Całość wyszła naprawdę nieźle. Chwilę później część naszego sektora przykryła sektorówka w kształcie koszulki. Warto wspomnieć, że wcześniej, gdy spiker wyczytywał składy, nad boiskiem latał orzeł – symbol Lazio.

Mogło być znacznie lepiej
Nasz doping w czwartek nie był na najwyższym poziomie. Można dywagować, czy nasza liczba była kiepska, czy też nie, ale z pewnością w takiej grupie powinniśmy dać z siebie o wiele więcej. Tym bardziej, że słabiutki doping Włochów dawał możliwość pokazania się z jak najlepszej strony. Owszem, było kilka niezłych momentów, ale trwały one zbyt krótko. Spora część osób, w tym niestety zgody, nie włączała się do śpiewów prawie wcale. Konkretnie wychodziło nam „Ceee….”, „Jesteśmy zawsze tam…” czy parę razy „Hej Legia gol”. Taki poziom decybeli powinien być przez cały mecz, a nie kilkanaście minut. Druga kwestia to niewykorzystanie potencjału, jaki dają nam bębny. Wiele osób w ogóle nie wsłuchiwało się w rytm wybijany przez bębniarzy i non stop przyspieszali. „Staruch” robił co mógł, by zmusić wszystkich do dopingu, ale jego apele nie trafiały do wszystkich. W trakcie meczu dwukrotnie pozdrawialiśmy wszystkie zgody, obecne z nami na trybunach – Zagłębie, BKS, Olimpię, Pogoń, FC De Haag i Juve, które wspierało nas w kilkadziesiąt osób.

Piłkarze Legii nie zdobyli w Rzymie nawet punktu, choć mieli na to szanse. Po meczu podziękowaliśmy im za walkę, po czym przez ok. 40 minut oczekiwaliśmy na otwarcie bram. Lazio dość szybko opuściło trybuny i jeszcze kilka pomeczowych pieśni z naszej strony nieźle rozbrzmiewało po całym obiekcie. Później nastąpiły rozmowy na temat dalszej części wieczoru – nie wszyscy bowiem od razu ruszali w drogę powrotną. Najważniejsze było dotrzeć do Warszawy na niedzielny mecz z Górnikiem, byli też tacy, którzy w Rzymie bawić będą dłużej.

Z buta na lotnisko
Po wyjściu z sektora oczekiwała na nas policja w pełnej gotowości, ale obyło się bez zbędnych prowokacji. Za bramkami czekały podstawione autobusy, z których tym razem skorzystało większość osób. Autobusy dowiozły nas na miejsce przedmeczowej zbiórki, czyli w okolice metra. Inna sprawa, że metro już nie jeździło i pewien motorniczy tramwaju nr 2 był z pewnością zaskoczony „kursem roku”, odwożąc do pętli sporą liczbę kibiców. Wiele osób bawiło po meczu przy fontannie di Trevi. Ci, którzy mieli z samego rana samolot, udali się w stronę lotnisk. Mimo że te oddalone są dobrych kilkanaście kilometrów za miastem, nie brakowało piechurów, którzy dystans ten przemierzyli z buta. Przy okazji pozdrawiamy „współ-piechurów”. Był nawet plan dalszej pieszej podróży do Warszawy, ale wobec wątpliwości, w którym miejscu należało by nakleić winiety, zapadła decyzja o skorzystaniu z wykupionych lotów :).

Już przed meczem wiedzieliśmy o tym, że UEFA zamknęła nasz stadion na mecz z Apollonem. Niektórzy łudzili się, że być może uda się w związku z tym zagrać na stadionie Narodowym. Niestety, nic z tego. Mafia to mafia.

P.S. W nawiązaniu do dość śmiesznego „testu białego prześcieradła” red. Stanowskiego – w Rzymie stałem w bezpośrednim sąsiedztwie osoby odpalającej race i żadnych dziur w ubraniu nie mam. Może to jednak kwestia praktyki? Jako podpowiedź – race trzymamy skierowane do góry, nie poziomo czy w dół i warto kupować lepsze jakościowo race niż ta odpalana przez naczelnego Weszło.

Frekwencja: 11 769
Kibiców gości: 2100
Flagi gości: 11

Doping Lazio: 3
Doping Legii: 6

Legia Warszawa:

Lazio Rzym:

zdjęcia: Fot. Piotr Kucza
relacja: Legionisci.com

guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments